9 grudnia 2018

Rozdział trzeci



– Jak długo jeszcze zamierzasz nas unikać?
Pytanie to było pierwszym, co usłyszałam po powrocie ze spotkania z Kotami. Nie zdążyłam nawet zdjąć butów, a mama razem z Tadeuszem czekali na wyjaśnienia, siedząc na naszej salonowej kanapie.
– Dzień dobry, Kalinka.
Nie szło nie zauważyć, że Tadeusz był nie w formie. Schudł wyjątkowo dużo, a jego dotąd okrągłą twarz okalało jakby coraz więcej siwych włosów. Zmarszczki uwydatniły się, w wyniku czego wyglądał o przynajmniej siedem lat starzej. Nie takiego go zapamiętałam. Gdy tylko na jego twarzy pojawił się uśmiech, który jak się domyślałam, miał mnie zachęcić do przywitania się z ojczymem, natychmiast oblał mnie zimny pot.
Jak to się stało, że ze szczęśliwej rodziny przeistoczyliśmy się w tę karykaturę? Nigdy bym nie pomyślała, że na widok mojego rodzinnego domu i osób, które niegdyś były mi najbliższe, będzie robić mi się niedobrze. Bałam się tu przebywać, każda noc była dla koszmarem. Ba, nie rozpakowałam nawet swojej walizki, co utwierdzało mnie w przekonaniu, że chcę stąd wyjechać. Uciec. A może nie chodziło o ten kraj, o moje kochane Zakopane? Być może wystarczyłoby odciąć się tylko od tego domu i tych ludzi?
– Może usiądziesz obok nas i porozmawiamy? – z rozmyślań wyrwał mnie głos matki. Jak zwykle wyglądała nieskazitelnie. Idealnie ułożone blond włosy, idealnie uprasowana letnia sukienka, idealny prawie niewidoczny makijaż, i ja, nieidealna córka, która nie pasuje do tego miejsca. Kto by pomyślał, że moja matka jest zwykłą przedszkolanką. Jej strój, zachowanie i wygląd sugeruje, jakby była typową korpo-panią. Czasami, nawet w domu, wysławia się w sposób godny pierwszej damy. Mama dzięki swojemu wizerunkowi idealnie pasuje do Tadeusza, biznesmena, który ubiera się drogich sklepach, a jego krawat kosztuje więcej niż moje dwie pary butów razem wzięte. Może i prezentują się dobrze, ale pod warstwą tych idealnych ubrań, kryją się bezduszni ludzie.
– A więc rozmawiajmy – usiadłam na fotelu, aby mimo wszystko zachować pewną strefę bezpieczeństwa. – Wiem, że Tadeusz jest chory, dlatego postaram się spędzać z wami więcej czasu, żebyśmy mogli nadrobić, choć w małym stopniu stracony czas.
– Córeczko, właśnie o tym cały czas mówiłam. – chwyciła Tadeusza za rękę i uśmiechnęła się tak, jak zawsze się uśmiecha. Wszystkie jej gesty były sztuczne, wyuczone na pamięć, i nie przekonywały mnie nawet w najmniejszym stopniu. – Zapomnijmy o nieporozumieniach i stwórzmy prawdziwą rodzinę. Przecież się kochamy.
Roześmiałam się w duchu na te słowa, ale nie dałam po sobie poznać, jak bardzo wyprowadziły mnie z równowagi jej słowa.
– Dobrze. Tylko nie oczekujcie, że od razu wszystko wróci do normy. Nie było mnie długo, więc dajcie mi trochę czasu.
­Słowa wypływały z moich ust bez większych problemów, co było dla mnie moim małym zwycięstwem, zważywszy na to, że siedziałam tutaj z nimi. Delikatnie się uśmiechałam, a pusty wzrok miałam wlepiony prosto w moją mamę. Dopiero teraz spełniałam jej oczekiwania. Nie kłóciłam się, przystawałam na wszystko, co zaproponowała i byłam po prostu spokojna. A przynajmniej na taką wyglądałam. Chyba dobrze udawałam, gdyż kątem oka zauważyłam, jak Tadeusz delikatnie odetchnął, gdy zadeklarowałam, że stanę się z powrotem Kaliną sprzed wyjazdu.
Oboje byli głupi, że tak szybko w to uwierzyli. Jednak mi było to bardzo na rękę, bo dzięki temu będę mieć chwilę spokoju. Skończą się uporczywe pytania, narzekania matki, a ja w spokoju będę mogła przemyśleć i opracować plan, jak ostatecznie zmierzyć się z przeszłością, tak aby jak najmniej ilość osób ucierpiała.
Czułam podświadomie, że już niedługo to nastąpi, dlatego tak ważne było wcześniejsze przygotowanie. Najpierw porozmawiam z Kubą, powiem mu prawdę. Albo nie. Ominę jeden szczegół, który mógłby przysporzyć problemów całej rodzinie Kotów. Wtedy to będzie kłamstwo, Kalino.
Po zadziwiająco krótkiej rozmowie, udałam się prosto do swojego pokoju, aby w końcu zaczerpnąć nieco spokoju. Dzisiejszy dzień był emocjonujący, aż nadto. Rozmowa Maćkiem jeszcze bardziej mnie przybiła, czułam, że jest coraz gorzej, a ja staje się wrakiem człowieka. Skąd więc znalazłam siły na dyskusję z matką i Tadeuszem? Prychnęłam ironicznie. W ciągu całej rozmowy spojrzałam na Tadeusza tylko raz, nie mogłam zmusić się do tego kolejny raz. Nie mogłam znieść kontaktu wzrokowego, a co dopiero byłoby, gdybym miała rozmawiać tylko z nim.
Położyłam się na łóżku i kolejny raz zaczęłam rozmyślać o dzisiejszym dniu. Cały czas miałam przed oczami wzrok Maćka. Biła od niego tak silna niechęć, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczyłam z jego strony. Ta surowość w oczach i ból, dobijała mnie. Nienawidził mnie i miał do tego pełne prawo. Jednak jak cholernie bolała świadomość, że wszystko, co było między nami już nigdy nie wróci.
Odkąd wyjechałam, dzień po dniu ta myśl coraz bardziej do mnie docierała, jednak dopiero dzisiaj dostałam potwierdzenie tego koszmaru. Nawet, jeśli powiedziałabym prawdę, to i tak bym nie zmieniła już przeszłości. Za dużo się stało i mam doskonałą świadomość, że Maciej mi nie wybaczy. Ufał mi, a ja go zawiodłam. Mimo że stare czasy już nie powrócą, chcę chociaż w pewnej części wynagrodzić mu to, co zrobiłam źle. Postaram się mu wytłumaczyć, co się wydarzyło, powiem im obu. Zasługują na to. Może nie będzie to cała prawda, ale to będzie musiało im wystarczyć.


Dzisiejszego dnia w Zakopanem panował wyjątkowo podły nastrój, a głównym czynnikiem powodującym ów humor, była pogoda, która zdecydowanie nie rozpieszczała. Już z samego rana słońce schowało się za kłębami szarych chmur i za nic nie chciało ponownie się pokazać. Letnia burza, która miała miejsce z samego rana przyniosła za sobą ulewę, która nie odpuszczała aż do teraz, mimo że była już pora wieczorna. Parne i upalne powietrze ustąpiło na rzecz chłodnego wiatru i zdecydowanie za niskiej temperatury, jak na środek lata. Niesprzyjająca pogoda zmusiła większość ludzi do pozostania w domach, a Zakopane, które na co dzień tętniło życiem, przepędziło dziś ze swych ulic zarówno turystów, jak i białego misia, który stanowi atrakcję na Krupówkach.
Cóż za zrządzenie losu, że w dzień, gdy zdecydowałam porozmawiać z Maćkiem i Kubą, pogoda dokładnie opisywała mój psychiczny stan oraz sytuację, w jakiej się znajduję. Od dwóch godzin nie mogę się na niczym skupić, a przez wewnętrzne rozdrażnienie i stres, stłukłam już dwa kubki. Moje zachowanie jest irracjonalne, przecież jestem dorosłą kobietą i powinnam umieć zapanować nad własnymi nerwami, ale nawet ta czynność mnie przerasta.
Mimo przeciwdeszczowej kurtki, którą miałam na sobie poczułam lekkie dreszcze. Nie do końca wiedziałam, czy były one spowodowane pogodą czy miejscem, w którym się właśnie znalazłam. Zdjęłam kaptur i ruszyłam niepewnie przed siebie.
Tak naprawdę nie miałam pojęcia, czego mogę się spodziewać. Przez dwa lata nie musiałam nikomu tłumaczyć, nikogo nie interesowała moja przeszłość. W Wielkiej Brytanii byłam kimś całkowicie innym, udawałam przez całe dwa lata. Nie chciałam, aby ktokolwiek się do mnie zbliżył, więc nawet prywatne kontakty z ludźmi z pracy, starałam się ograniczać do minimum. W sumie to bardzo często mi się udawało. Było kilkanaście sytuacji, gdy tuż po skończonej pracy ludzie na siłę próbowali wyciągnąć mnie na drinka, ale ja twardo za każdym razem odmawiałam, aż w końcu przestali mi to proponować. Wszystkie moje dni spędzone na wyspie wyglądały tak samo – praca, powrót do mieszkania, gdzie wynajmowałam niewielki pokój, ewentualne zakupy spożywcze, sen. Przez cały ten czas żyłam jak robot, ale wtedy chyba mi się to podobało. Dopiero jak wróciłam uświadomiłam sobie, jak bardzo tęskniłam za Zakopanem i za rodziną Kotów, która znaczyła dla mnie więcej niż moja biologiczna. Uzmysłowiłam sobie również, jak bardzo nie cierpiałam pracy w hotelu. Codziennie przez dwa lata zameldowywałam i wymeldowywałam gości z trzygwiazdkowego hotelu, do którego przyjęli mnie dwa tygodnie po przyjeździe do Anglii. Stanowisko recepcjonistki zdecydowanie nie było tym, co chciałam robić, ale skoro po pierwszym roku rzuciłam studia lingwistyczne, musiałam brać jakąkolwiek pracę, aby mieć za co żyć. Moje marzenia o byciu tłumaczem przysięgłym legły w gruzach, a ja musiałam się z tym pogodzić.
Przestępowałam z nogi na nogę, czekając aż ktoś otworzy mi drzwi. Miałam wrażenie, że stoję tu już całą wieczność. Starałam się uspokoić oddech i nawet mi się to udawało, aż do momentu, gdy tuż na przeciwko mnie stanął pan Rafał i nie było już ucieczki.
– Kalinka, w końcu do nas przyszłaś – uśmiechnął się do mnie serdecznie i bez chwili wahania zaprosił do wnętrza domu. Gdy przekroczyłam niepewnie próg domu Kotów, czułam jak pewien rodzaj ciepła rozlewa się w całym moim ciele.
Miałam tyle wspaniałych wspomnień z tego domu. Mieliśmy… Spędziłam tutaj większość dzieciństwa, a pani Małgosia wraz z panem Rafałem traktowali mnie, jakbym była pełnoprawnym członkiem ich rodziny, mimo że nie łączyły nas więzy krwi.
Powiesiłam kurtkę na wieszaku, a zabrudzone trampki postawiłam w kącie niedaleko drzwi. Mimo że pod kurtką miałam lekką koszulkę na krótki rękaw, nie było mi zimno, a wręcz przeciwnie. Z sekundy na sekundę robiło mi się coraz cieplej, a dłonie stawały się coraz bardziej wilgotne ze zdenerwowania. Korzystając z zaproszenia pana Rafała, weszłam do przestronnego salonu i usiadłam na brązowej kanapie mieszczącej się dokładnie w centrum pokoju. Od mojego wyjazdu nic a nic się tutaj nie zmieniło. Dopiero, gdy pan Rafał usiadł na przeciwko mnie na fotelu w tym samym odcieniu, co kanapa, zauważyłam, jak bardzo posiwiał odkąd wyjechałam. Mimo serdecznego uśmiechu na jego twarzy, widziałam, że coś go trapiło.
– Domyślam się, że przyszłaś do chłopców, ale ich nie ma. Kuba pojechał z Małgosią do Krakowa, a Maciej jest na treningu.
– Tak, ale właściwie to może i nawet lepiej – odpowiedziałam nieśmiało, nie wiedząc czy aby na pewno dobrze postępuję. – Chciałabym pana przeprosić za… za to, że wyjechałam tak nagle i się nie odzywałam.
– A gdzie właściwie byłaś? Kuba wspominał mi, że za granicą, ale chciał nic więcej mówić.
– W Wielkiej Brytanii. Pracowałam tam, jako recepcjonistka, szczerze nie znosiłam tej pracy. – w ogóle nie przemyślałam tego, co mam mówić. Nie chciałam tego robić, bo wtedy zapewne zrezygnowałabym i nie powiedziałabym Rafałowi nic na temat przeszłości. – Mieszkałam w małym pokoju, pół godziny od centrum. Nie było mnie stać na coś większego, bo moja wypłata nie zachwycała.
– A właściwe co skłoniło cię do tego wyjazdu? Nie planowałaś tego wcześniej, prawda? 
W końcu padło pytanie, którego byłam pewna, iż padnie dzisiejszego dnia niejeden raz. W mojej głowie zapanowała pustka, ale mimo tego walczyłam i starałam się wysilić mózg w celu znalezienia jakiegokolwiek wytłumaczenia.
– Nie chcę rozmawiać o bezpośredniej przyczynie, ale musiałam wyjechać, żeby zmienić swoje życie i zacząć od nowa.
Zdziwiłam się, gdy pan Rafał nie drążył dłużej tego tematu, a po prostu zadowolił się moją nieprecyzyjną odpowiedzią.
– Maciek bardzo przeżył twój wyjazd. – słysząc te słowa moje całe ciało spięło się natychmiastowo, a puls niebezpiecznie przyspieszył. – Stał się jeszcze bardziej zamknięty w sobie i nawet zaprzestał regularnych treningów.
– Słucham?! Przestał trenować?!
– Całkowicie nie, ale zdecydowanie mniej czasu poświęca skokom niż kiedyś. W tym roku całkowicie zrezygnował z udziału w letnich zawodach. Nie wiedziałaś?
Nie mogłam uwierzyć, że Maciek zaniedbywał swoją pasję. Kochał skoki i od zawsze chciał być najlepszy w tej dyscyplinie. Mimo że miał gorsze i lepsze momenty, zawsze go wspierałam i nie pozwoliłam mu się poddać. Nawet gdy chciał porzucić skoki narciarskie, pomagałam mu się podnieść z kryzysu, dzięki czemu wracał silniejszy. Nie mogłam zrozumieć, jak mógł zaprzepaścić to wszystko, co zdołał osiągnąć.
– Nie miałam pojęcia. – poczułam się jakbym dostała w twarz. Przecież to wszystko moja wina. Maciek przeze mnie zaniedbywał treningi. Wyjechałam, aby nie zniszczyć mu kariery i nie zbezcześcić jego dobrego imienia, a to i tak się dzieje. – A co trener na to? Nie chciał wywalić go z drużyny?
– No cóż – pan Rafał wyprostował się na fotelu i spojrzał na mnie znacząco. – Nie mogli się dogadać, ale na szczęście Maciek w czas się ogarnął i trenuje teraz sam, aby wrócić do Pucharu Świata w następnym sezonie. Trener dał mu ostatnią szansę.
Chwilowo przepełniła mnie złość na Kubę, że ani razu nie wspomniał o problemach brata w mailach, które czasem wymienialiśmy. Ale z drugiej strony, co by to dało, gdybym wiedziała? Wróciłabym? Wątpliwe. Przecież starałam się śledzić konkursy i obserwować jak idzie Maćkowi i faktycznie, rzadko osiągał zadowalające wyniki. Jednak w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że ma konflikt z trenerem.
Nagle drzwi wejściowe się otworzyły, a w nich stanął Maciej. Wszedł pewnie do środka i dopiero, gdy mnie zauważył, cofnął się o krok. Zdjął swoją sportową kurtkę przeciwdeszczową i patrząc na mnie wzrokiem pełnym pogardy, zwrócił się do ojca.
– Co tu się dzieje?
Pan Rafał podniósł się z fotela, poklepał syna po ramieniu i po prostu wyszedł bez słowa, zabierając kluczyki od swojego samochodu. Atmosfera zgęstniała jeszcze bardziej, a ja nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu. Czułam, że stres mnie sparaliżował i nawet najmniejsze drgnięcie palcem było w tej chwili niemożliwe. Patrzył na mnie cały czas, a ja pragnęłam po prostu zniknąć.
– Chcesz porozmawiać? – zaskoczył mnie tym pytaniem. Byłam przekonana, że każe mi się po prostu wynosić z jego domu. On jednak był niesamowicie opanowany i spokojny, ale maćkowe brązowe tęczówki nadal emanowały chłodem i niechęcią.
Usiadł naprzeciwko mnie, dokładnie w tym samym miejscu, które przed kilkudziesięcioma sekundami zajmował jego ojciec. Patrzył na mnie wyzywająco, tłamsząc mnie coraz bardziej. Czułam, jak całe ciało i dłonie zaczynają mi drżeć z zimna i nawet tak prosta czynność, jak poprawienie moich blond kosmyków opadających na oczy, była w tej chwili niemałym wyzwaniem.
– Musiałam wyjechać, żeby cię ochronić. – wydusiłam w końcu z siebie, patrząc na swoje dłonie i bawiąc się skrawkiem cienkiej koszulki. – Wydarzyło się coś poważnego, przez co moglibyście mieć problemy, dlatego postanowiłam was uchronić.
– Nie, Kalina. – zaczął Maciej surowym tonem. – Ty po prostu uciekłaś.
– Niech będzie, uciekłam. – odpowiedziałam zrezygnowana. – Ale nie było dnia, żebym nie myślała o was, o tobie. Tęskniłam za wami wszystkimi, ale nie mogłam wrócić. Nie chciałam ryzykować.
– Ale o czym ty w ogóle mówisz? Przed czym chciałaś nas chronić? Kalina, do jasnej cholery, spójrz na mnie!
Maciek wyglądał na coraz bardziej poddenerwowanego, a ja nie wiedziałam, jak mam z nim rozmawiać. Tak szybko z opanowanego i spokojnego mężczyzny, zamienił się w kłębek nerwów. Bałam się wypowiadać kolejne zdania, gdyż nie miałam pojęcia, jakiej reakcji mogę się spodziewać. Gdy nasze oczy się spotkały, czułam, że już niewiele brakuje, żebym się rozpłakała. To przeze mnie taki jest. Ja mu to zrobiłam. 
– Co ja mam ci powiedzieć?! – poderwałam się z miejsca, nie spuszczając wzroku z młodszego z braci Kotów. – Nie chciałam tego robić, ale byłam zmuszona do wyjazdu! Żałuję, że tak wszystko się potoczyło, ale nie zdołam cofnąć czasu!
– Ktoś cię do tego zmusił?
Maciej nie ustępował. Mimo że stałam i górowałam nad nim, czułam, że to on ma nade mną przewagę. Nie tylko fizyczną, ale przede wszystkim psychiczną. Byłam zdecydowanie słabsza od niego i nie potrafiłam tego ukryć. Maciek zauważył, jak bardzo rozchwiana emocjonalnie jestem i nie przestawał drążyć tematu, gdyż doskonale wiedział, że w końcu pęknę. Znał mnie jak nikt inny, potrafił mną manipulować w pewien pokręcony sposób, a ja, będąc tego świadomą, i tak mu na to pozwalałam. Za dużo uczuć do niego żywiłam, aby móc się oprzeć tym brązowym tęczówkom, które przedzierały mnie i całą moją duszę na wskroś.
– Kalina, odpowiadaj mi!
– Zachowujesz się jak egoista! – wykrzyczałam, łapiąc się ostatniej deski ratunku, czyli odwracając uwagę ode mnie.
– Co ty pieprzysz – skoczek prychnął ironicznie i nerwowo przeczesał swoje kruczoczarne włosy dłonią. Robił tak zawsze, gdy się denerwował. Doskonale znałam ten gest. – Nawet nie próbuj tego robić.
Cholera.
– O co ci chodzi? – przełknęłam nerwowo ślinę na tyle głośno, że wydawało mi się, iż słychać było to w całym domu.
– Dlaczego wyjechałaś?
Maciek wstał i zbliżył się do mnie. Stał tak blisko, niebezpiecznie blisko. Poczułam zapach jego perfum, tak bardzo znajomy zapach. Karmiąc swoje nozdrza tą wonią, uświadomiłam sobie, że nadal używał tych samych perfum, który sprezentowałam mu na dwudzieste urodziny.
Kot zrobił kolejny krok w moją stronę, a ja nie mogłam się już cofnąć, gdyż za moimi plecami była kanapa. Czułam się jak w pułapce. Panikowałam coraz bardziej, a oddech miałam szybki i płytki, i za nic nie mogłam go uspokoić.
– Maciek, nie mogę… – siliłam się na spokojny i normalny ton, ale głos drżał mi zbyt mocno. 
– Powiedz mi, co się wtedy stało. Nie rań mnie kolejny raz.  
Chłód w maćkowych oczach, jakby zelżał i pierwszy raz od mojego przyjazdu zobaczyłam tego dawnego Macieja. Góra lodowa między nami zniknęła, staliśmy w salonie obnażeni ze swoich emocji i wszystkich słabości. Widziałam w jego oczach, jak bardzo bolało go to, co mu zrobiłam. Wtedy nie wytrzymałam, łzy poleciały po moich policzkach, a z gardła zaczął wydobywać się jęk rozżalenia.
– Tej nocy, po naszej imprezie... – zaczęłam krztusić się swoimi łzami, ale chciałam, jak najszybciej wyrzucić z siebie cały ból. – Tadeusz… to wszystko on…
– Tadeusz? Co ma z tym wspólnego, wujek?!
Schowałam twarz w dłoniach, a łapane każdego kolejnego oddechu była coraz trudniejsze. Wszystko zaczęło wracać, tamta noc, moje krzyki, bezsilność, ból…
– Kalina, kurwa! Czy on ci coś zrobił?!
Maciek chwycił mnie za dłonie i odciągnął je z mojej twarzy, aby móc na mnie spojrzeć. Jednak ja usilnie zacisnęłam oczy, bo było mi tak cholernie wstyd. Znienawidzi mnie.
– Dotykał mnie. – powiedziałam ledwo słyszalnie. Cała się trzęsłam, łzy nie przestawały lecieć, a ręce drżały, jakbym była chora na Parkinsona.
Poczułam, jak dotyk Macieja zelżał, aż w końcu całkowicie puścił moje dłonie. Podniosłam niepewnie wzrok i popatrzyłam na Kota ze strachem, niepewnością, a przede wszystkim ogromnym bólem. Odsunął się ode mnie na odległość kilku kroków i wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem. Jego oczy przybrały rozmiar pięciozłotówek, usta miał rozchylone, a oddech płytki i nierówny.
– Wszedł do mojego pokoju, czuć było, że jest pijany. Rzucił się na moje łóżko, a że ja też byłam pijana, nie miałam siły, by go odepchnąć. Zaczął mi mówić, że jestem piękną kobietą, że mój mąż będzie szczęściarzem i… – łkałam coraz głośniej. Wszystkie obrazy zaczęły wracać. Moje urodziny, impreza i najgorsza noc w moim życiu. – … zaczął ściągać mi spodnie, a że tamtej nocy wypiłam z Tobą sporo, nie mogłam go odepchnąć. Mama była na trzydniowej wycieczce, jako opiekunka dzieci, więc nawet moje krzyki nic nie dawały. Chciałam… naprawdę chciałam go powstrzymać, ale on po prostu porwał mi bieliznę i zdjął swoją piżamę, i…
– Czy na pewno nic ci się nie pomyliło? – przerwał mi, a mnie sparaliżowało. Z mojego gardła wydobył się stłumiony jęk.  
Nie wierzył mi.
Pokiwałam przecząco głową, gdyż nie miałam już siły na jakikolwiek odzew. Wiedziałam, że będzie to trudne do przyjęcia, ale nie sądziłam, że Maciek od razu zaszufladkuje mnie w kategorii “kłamca”, tak samo jak moja własna matka.
– Zabiję gnoja. – wycedził przez zaciśnięte zęby i wybiegł po prostu z domu.



***
wiem, że mam „mały'' poślizg, ale trochę się u mnie działo ostatnio i po prostu nie miałam kiedy ogarnąć blogowego świata. Przełomowy rozdział, bo w końcu wyszło na jaw, co się stało. Jak wrażenia? Może niektórym będzie się wydawać, że zbyt szybko rozwiązałam tę zagadkę, ale tak własnie miało być. Ta historia nie będzie długa i od początku nie miałam zamiaru przeciągać w nieskończoność powodu wyjazdu Kaliny. Bo fakt, że wyszło to w końcu na jaw, nie oznacza, że teraz będzie z górki. Wręcz przeciwnie. Czekam na Wasze opinie! 

2 komentarze:

  1. Kalina wykazała się naprawdę ogromną siłą i odwagą. Podziwiam ją, że w ogóle była w stanie przebywać w tym samym pomieszczeniu, co Tadeusz po tym co się stało.
    Jak on mógł zrobić coś takiego? Nie mieści mi się to po prostu w głowie. Tadeusz powinien gnić w więzieniu, a nie żyć sobie jak gdyby nigdy nic i to pod dachem domu dziewczyny, której zniszczył życie i przysporzył traumy do końca życia. Przez niego jej życie legło w gruzach. Musiała zostawić ukochanego, przyjaciół, rodzinne miasto, rzuciła studia i podjęła się pracy, której nie znosiła. Choć to ona była ofiarą, poniosła karę za czyny Tadeusza. Oby los go za to wszystko pokarał.
    Gdzie matka Kaliny ma oczy? Czy ona naprawdę niczego nie rozumie i traktuje to wszystko jako zwykłe nieporozumienie? To, że jej partner dobierał się do jej córki i prawdopodobnie ją zgwałcił? Ta kobieta w ogóle nie powinna nazywać się matką. Nie ma zwyczajnie do tego prawa.
    Maciek bardzo przeżył odejście Kaliny. Świadczy o tym, chociażby jego utrata pasji do skoków. Oby jeszcze wrócił na właściwe tory, bo naprawdę na to zasługuje. On chyba nadal kocha dziewczynę i teraz, gdy poznał prawdziwy powód jej odejścia. Mam nadzieję, że spojrzy inaczej na całą tą sytuację i zrozumie, że Kalina nie miała większego wyboru. Mam nadzieję, że chłopak nie narobi tylko jakiś głupot podczas konfrontacji z Tadeuszem, jeśli w ogóle do niej dojdzie. Nim powiny zająć się odpowiednie służby.
    Strasznie mnie ciekawi, jak to wszystko potoczy się dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Postanowiłam sobie zrobić przerwę od tego uczelnianego szajsu i wpaść z komentarzem.
    Od początku tego rozdziału pojawiały się wskazówki na temat tego, co skłoniło Kalinę do wyjazdu. Chodziło mi to po głowie, ale liczyłam na to, że przesadzam. Niestety. Nie przesadzałam.
    Piszę już kilka lat, ale nie chyba nie potrafiłabym wziąć takiego tematu na tapetę. Chyba nawet bym nie chciała. Dla mnie to zbyt trudne. I takie... odrzucające. Świadomość, że takie rzeczy dzieją się w prawdziwym życiu na co dzień, że tacy faceci żyją być może gdzieś obok nas, jest po prostu przerażająca.
    Minęło kilka lat i widać, że Kalina trochę już się otrząsnęła. Wzięła w garść. Usiłuje po prostu żyć. Ale pojawia się milion pytań od osób, którym na niej zależy. I to nie powinno dziwić, bo znikła nagle i bez żadnych wyjaśnień. Ale to równocześnie nie znaczy, że jest jej łatwiej na te pytania odpowiadać. A jednak jakoś zebrała się w sobie i porozmawiała z Maćkiem. Przyznam, że kiedy zapytał "Czy na pewno nic ci się nie pomyliło?", zatkało mnie tak jak Kalinę. Pomyślałam sobie "jak on może jej nie wierzyć?". Na pięć sekund poczułam się bardzo nim rozczarowana. Ale za chwilę wyszło na to, że nie tyle nie wierzy jej w to, co powiedziała, tylko raczej nie jest pewien czy dobrze usłyszał, czy dobrze zrozumiał. I nie ma się mu co dziwić. Taka informacja to jest szok.
    Ojej. Trzymam za Ciebie kciuki, bo trudne zadanie przed sobą postawiłaś. I przepraszam, że ten komentarz wyszedł jakiś taki chaotyczny, ale mam naprawdę spore niedobory snu ;)
    Buziak :*

    OdpowiedzUsuń