– Jak długo jeszcze
zamierzasz nas unikać?
Pytanie to było
pierwszym, co usłyszałam po powrocie ze spotkania z Kotami. Nie zdążyłam nawet
zdjąć butów, a mama razem z Tadeuszem czekali na wyjaśnienia, siedząc na naszej
salonowej kanapie.
– Dzień dobry, Kalinka.
Nie szło nie zauważyć,
że Tadeusz był nie w formie. Schudł wyjątkowo dużo, a jego dotąd okrągłą twarz
okalało jakby coraz więcej siwych włosów. Zmarszczki uwydatniły się, w wyniku
czego wyglądał o przynajmniej siedem lat starzej. Nie takiego go zapamiętałam.
Gdy tylko na jego twarzy pojawił się uśmiech, który jak się domyślałam, miał
mnie zachęcić do przywitania się z ojczymem, natychmiast oblał mnie zimny pot.
Jak to się stało, że ze
szczęśliwej rodziny przeistoczyliśmy się w tę karykaturę? Nigdy bym nie
pomyślała, że na widok mojego rodzinnego domu i osób, które niegdyś były mi
najbliższe, będzie robić mi się niedobrze. Bałam się tu przebywać, każda noc
była dla koszmarem. Ba, nie rozpakowałam nawet swojej walizki, co utwierdzało
mnie w przekonaniu, że chcę stąd wyjechać. Uciec. A może nie chodziło o ten
kraj, o moje kochane Zakopane? Być może wystarczyłoby odciąć się tylko od tego
domu i tych ludzi?
– Może usiądziesz obok
nas i porozmawiamy? – z rozmyślań wyrwał mnie głos matki. Jak zwykle wyglądała nieskazitelnie.
Idealnie ułożone blond włosy, idealnie uprasowana letnia sukienka, idealny
prawie niewidoczny makijaż, i ja, nieidealna córka, która nie pasuje do tego
miejsca. Kto by pomyślał, że moja matka jest zwykłą przedszkolanką. Jej strój,
zachowanie i wygląd sugeruje, jakby była typową korpo-panią. Czasami, nawet w
domu, wysławia się w sposób godny pierwszej damy. Mama dzięki swojemu
wizerunkowi idealnie pasuje do Tadeusza, biznesmena, który ubiera się drogich
sklepach, a jego krawat kosztuje więcej niż moje dwie pary butów razem wzięte.
Może i prezentują się dobrze, ale pod warstwą tych idealnych ubrań, kryją się
bezduszni ludzie.
– A więc rozmawiajmy –
usiadłam na fotelu, aby mimo wszystko zachować pewną strefę bezpieczeństwa. –
Wiem, że Tadeusz jest chory, dlatego postaram się spędzać z wami więcej czasu,
żebyśmy mogli nadrobić, choć w małym stopniu stracony czas.
– Córeczko, właśnie o
tym cały czas mówiłam. – chwyciła Tadeusza za rękę i uśmiechnęła się tak, jak
zawsze się uśmiecha. Wszystkie jej gesty były sztuczne, wyuczone na pamięć, i
nie przekonywały mnie nawet w najmniejszym stopniu. – Zapomnijmy o
nieporozumieniach i stwórzmy prawdziwą rodzinę. Przecież się kochamy.
Roześmiałam się w duchu
na te słowa, ale nie dałam po sobie poznać, jak bardzo wyprowadziły mnie z
równowagi jej słowa.
– Dobrze. Tylko nie
oczekujcie, że od razu wszystko wróci do normy. Nie było mnie długo, więc
dajcie mi trochę czasu.
Słowa wypływały z moich
ust bez większych problemów, co było dla mnie moim małym zwycięstwem, zważywszy
na to, że siedziałam tutaj z nimi. Delikatnie się uśmiechałam, a pusty wzrok
miałam wlepiony prosto w moją mamę. Dopiero teraz spełniałam jej oczekiwania.
Nie kłóciłam się, przystawałam na wszystko, co zaproponowała i byłam po prostu
spokojna. A przynajmniej na taką wyglądałam. Chyba dobrze udawałam, gdyż kątem
oka zauważyłam, jak Tadeusz delikatnie odetchnął, gdy zadeklarowałam, że stanę
się z powrotem Kaliną sprzed wyjazdu.
Oboje byli głupi, że tak
szybko w to uwierzyli. Jednak mi było to bardzo na rękę, bo dzięki temu będę
mieć chwilę spokoju. Skończą się uporczywe pytania, narzekania matki, a ja w
spokoju będę mogła przemyśleć i opracować plan, jak ostatecznie zmierzyć się z
przeszłością, tak aby jak najmniej ilość osób ucierpiała.
Czułam podświadomie, że
już niedługo to nastąpi, dlatego tak ważne było wcześniejsze przygotowanie.
Najpierw porozmawiam z Kubą, powiem mu prawdę. Albo nie. Ominę jeden szczegół,
który mógłby przysporzyć problemów całej rodzinie Kotów. Wtedy to będzie kłamstwo, Kalino.
Po zadziwiająco krótkiej
rozmowie, udałam się prosto do swojego pokoju, aby w końcu zaczerpnąć nieco
spokoju. Dzisiejszy dzień był emocjonujący, aż nadto. Rozmowa Maćkiem jeszcze
bardziej mnie przybiła, czułam, że jest coraz gorzej, a ja staje się wrakiem
człowieka. Skąd więc znalazłam siły na dyskusję z matką i Tadeuszem? Prychnęłam
ironicznie. W ciągu całej rozmowy spojrzałam na Tadeusza tylko raz, nie mogłam
zmusić się do tego kolejny raz. Nie mogłam znieść kontaktu wzrokowego, a co
dopiero byłoby, gdybym miała rozmawiać tylko z nim.
Położyłam się na łóżku i
kolejny raz zaczęłam rozmyślać o dzisiejszym dniu. Cały czas miałam przed
oczami wzrok Maćka. Biła od niego tak silna niechęć, jakiej jeszcze nigdy nie
doświadczyłam z jego strony. Ta surowość w oczach i ból, dobijała mnie.
Nienawidził mnie i miał do tego pełne prawo. Jednak jak cholernie bolała
świadomość, że wszystko, co było między nami już nigdy nie wróci.
Odkąd wyjechałam, dzień
po dniu ta myśl coraz bardziej do mnie docierała, jednak dopiero dzisiaj
dostałam potwierdzenie tego koszmaru. Nawet, jeśli powiedziałabym prawdę, to i
tak bym nie zmieniła już przeszłości. Za dużo się stało i mam doskonałą
świadomość, że Maciej mi nie wybaczy. Ufał mi, a ja go zawiodłam. Mimo że stare
czasy już nie powrócą, chcę chociaż w pewnej części wynagrodzić mu to, co
zrobiłam źle. Postaram się mu wytłumaczyć, co się wydarzyło, powiem im obu.
Zasługują na to. Może nie będzie to cała prawda, ale to będzie musiało im
wystarczyć.
Dzisiejszego dnia w
Zakopanem panował wyjątkowo podły nastrój, a głównym czynnikiem powodującym ów
humor, była pogoda, która zdecydowanie nie rozpieszczała. Już z samego rana
słońce schowało się za kłębami szarych chmur i za nic nie chciało ponownie się
pokazać. Letnia burza, która miała miejsce z samego rana przyniosła za sobą
ulewę, która nie odpuszczała aż do teraz, mimo że była już pora wieczorna.
Parne i upalne powietrze ustąpiło na rzecz chłodnego wiatru i zdecydowanie za
niskiej temperatury, jak na środek lata. Niesprzyjająca pogoda zmusiła
większość ludzi do pozostania w domach, a Zakopane, które na co dzień tętniło
życiem, przepędziło dziś ze swych ulic zarówno turystów, jak i białego misia,
który stanowi atrakcję na Krupówkach.
Cóż za zrządzenie losu,
że w dzień, gdy zdecydowałam porozmawiać z Maćkiem i Kubą, pogoda dokładnie
opisywała mój psychiczny stan oraz sytuację, w jakiej się znajduję. Od dwóch
godzin nie mogę się na niczym skupić, a przez wewnętrzne rozdrażnienie i stres,
stłukłam już dwa kubki. Moje zachowanie jest irracjonalne, przecież jestem
dorosłą kobietą i powinnam umieć zapanować nad własnymi nerwami, ale nawet ta
czynność mnie przerasta.
Mimo przeciwdeszczowej
kurtki, którą miałam na sobie poczułam lekkie dreszcze. Nie do końca
wiedziałam, czy były one spowodowane pogodą czy miejscem, w którym się właśnie
znalazłam. Zdjęłam kaptur i ruszyłam niepewnie przed siebie.
Tak naprawdę nie miałam
pojęcia, czego mogę się spodziewać. Przez dwa lata nie musiałam nikomu
tłumaczyć, nikogo nie interesowała moja przeszłość. W Wielkiej Brytanii byłam
kimś całkowicie innym, udawałam przez całe dwa lata. Nie chciałam, aby
ktokolwiek się do mnie zbliżył, więc nawet prywatne kontakty z ludźmi z pracy,
starałam się ograniczać do minimum. W sumie to bardzo często mi się udawało.
Było kilkanaście sytuacji, gdy tuż po skończonej pracy ludzie na siłę próbowali
wyciągnąć mnie na drinka, ale ja twardo za każdym razem odmawiałam, aż w końcu
przestali mi to proponować. Wszystkie moje dni spędzone na wyspie wyglądały tak
samo – praca, powrót do mieszkania, gdzie wynajmowałam niewielki pokój,
ewentualne zakupy spożywcze, sen. Przez cały ten czas żyłam jak robot, ale
wtedy chyba mi się to podobało. Dopiero jak wróciłam uświadomiłam sobie, jak
bardzo tęskniłam za Zakopanem i za rodziną Kotów, która znaczyła dla mnie
więcej niż moja biologiczna. Uzmysłowiłam sobie również, jak bardzo nie
cierpiałam pracy w hotelu. Codziennie przez dwa lata zameldowywałam i
wymeldowywałam gości z trzygwiazdkowego hotelu, do którego przyjęli mnie dwa
tygodnie po przyjeździe do Anglii. Stanowisko recepcjonistki zdecydowanie nie
było tym, co chciałam robić, ale skoro po pierwszym roku rzuciłam studia
lingwistyczne, musiałam brać jakąkolwiek pracę, aby mieć za co żyć. Moje
marzenia o byciu tłumaczem przysięgłym legły w gruzach, a ja musiałam się z tym
pogodzić.
Przestępowałam z nogi na
nogę, czekając aż ktoś otworzy mi drzwi. Miałam wrażenie, że stoję tu już całą
wieczność. Starałam się uspokoić oddech i nawet mi się to udawało, aż do
momentu, gdy tuż na przeciwko mnie stanął pan Rafał i nie było już ucieczki.
– Kalinka, w końcu do
nas przyszłaś – uśmiechnął się do mnie serdecznie i bez chwili wahania zaprosił
do wnętrza domu. Gdy przekroczyłam niepewnie próg domu Kotów, czułam jak pewien
rodzaj ciepła rozlewa się w całym moim ciele.
Miałam tyle wspaniałych
wspomnień z tego domu. Mieliśmy… Spędziłam
tutaj większość dzieciństwa, a pani Małgosia wraz z panem Rafałem traktowali
mnie, jakbym była pełnoprawnym członkiem ich rodziny, mimo że nie łączyły nas
więzy krwi.
Powiesiłam kurtkę na
wieszaku, a zabrudzone trampki postawiłam w kącie niedaleko drzwi. Mimo że pod kurtką
miałam lekką koszulkę na krótki rękaw, nie było mi zimno, a wręcz przeciwnie. Z
sekundy na sekundę robiło mi się coraz cieplej, a dłonie stawały się coraz
bardziej wilgotne ze zdenerwowania. Korzystając z zaproszenia pana Rafała,
weszłam do przestronnego salonu i usiadłam na brązowej kanapie mieszczącej się
dokładnie w centrum pokoju. Od mojego wyjazdu nic a nic się tutaj nie zmieniło.
Dopiero, gdy pan Rafał usiadł na przeciwko mnie na fotelu w tym samym odcieniu,
co kanapa, zauważyłam, jak bardzo posiwiał odkąd wyjechałam. Mimo serdecznego
uśmiechu na jego twarzy, widziałam, że coś go trapiło.
– Domyślam się, że
przyszłaś do chłopców, ale ich nie ma. Kuba pojechał z Małgosią do Krakowa, a
Maciej jest na treningu.
– Tak, ale właściwie to
może i nawet lepiej – odpowiedziałam nieśmiało, nie wiedząc czy aby na pewno
dobrze postępuję. – Chciałabym pana przeprosić za… za to, że wyjechałam tak
nagle i się nie odzywałam.
– A gdzie właściwie
byłaś? Kuba wspominał mi, że za granicą, ale chciał nic więcej mówić.
– W Wielkiej Brytanii.
Pracowałam tam, jako recepcjonistka, szczerze nie znosiłam tej pracy. – w ogóle
nie przemyślałam tego, co mam mówić. Nie chciałam tego robić, bo wtedy zapewne
zrezygnowałabym i nie powiedziałabym Rafałowi nic na temat przeszłości. –
Mieszkałam w małym pokoju, pół godziny od centrum. Nie było mnie stać na coś
większego, bo moja wypłata nie zachwycała.
– A właściwe co skłoniło
cię do tego wyjazdu? Nie planowałaś tego wcześniej, prawda?
W końcu padło pytanie,
którego byłam pewna, iż padnie dzisiejszego dnia niejeden raz. W mojej głowie
zapanowała pustka, ale mimo tego walczyłam i starałam się wysilić mózg w celu
znalezienia jakiegokolwiek wytłumaczenia.
– Nie chcę rozmawiać o
bezpośredniej przyczynie, ale musiałam wyjechać, żeby zmienić swoje życie i
zacząć od nowa.
Zdziwiłam się, gdy pan
Rafał nie drążył dłużej tego tematu, a po prostu zadowolił się moją
nieprecyzyjną odpowiedzią.
– Maciek bardzo przeżył
twój wyjazd. – słysząc te słowa moje całe ciało spięło się natychmiastowo, a
puls niebezpiecznie przyspieszył. – Stał się jeszcze bardziej zamknięty w sobie
i nawet zaprzestał regularnych treningów.
– Słucham?! Przestał
trenować?!
– Całkowicie nie, ale
zdecydowanie mniej czasu poświęca skokom niż kiedyś. W tym roku całkowicie
zrezygnował z udziału w letnich zawodach. Nie wiedziałaś?
Nie mogłam uwierzyć, że
Maciek zaniedbywał swoją pasję. Kochał skoki i od zawsze chciał być najlepszy w
tej dyscyplinie. Mimo że miał gorsze i lepsze momenty, zawsze go wspierałam i
nie pozwoliłam mu się poddać. Nawet gdy chciał porzucić skoki narciarskie,
pomagałam mu się podnieść z kryzysu, dzięki czemu wracał silniejszy. Nie mogłam
zrozumieć, jak mógł zaprzepaścić to wszystko, co zdołał osiągnąć.
– Nie miałam pojęcia. –
poczułam się jakbym dostała w twarz. Przecież to wszystko moja wina. Maciek
przeze mnie zaniedbywał treningi. Wyjechałam, aby nie zniszczyć mu kariery i
nie zbezcześcić jego dobrego imienia, a to i tak się dzieje. – A co trener na
to? Nie chciał wywalić go z drużyny?
– No cóż – pan Rafał
wyprostował się na fotelu i spojrzał na mnie znacząco. – Nie mogli się dogadać,
ale na szczęście Maciek w czas się ogarnął i trenuje teraz sam, aby wrócić do
Pucharu Świata w następnym sezonie. Trener dał mu ostatnią szansę.
Chwilowo przepełniła
mnie złość na Kubę, że ani razu nie wspomniał o problemach brata w mailach,
które czasem wymienialiśmy. Ale z drugiej strony, co by to dało, gdybym
wiedziała? Wróciłabym? Wątpliwe. Przecież starałam się śledzić konkursy i
obserwować jak idzie Maćkowi i faktycznie, rzadko osiągał zadowalające wyniki.
Jednak w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że ma konflikt z trenerem.
Nagle drzwi wejściowe
się otworzyły, a w nich stanął Maciej. Wszedł pewnie do środka i dopiero, gdy
mnie zauważył, cofnął się o krok. Zdjął swoją sportową kurtkę przeciwdeszczową
i patrząc na mnie wzrokiem pełnym pogardy, zwrócił się do ojca.
– Co tu się dzieje?
Pan Rafał podniósł się z
fotela, poklepał syna po ramieniu i po prostu wyszedł bez słowa, zabierając
kluczyki od swojego samochodu. Atmosfera zgęstniała jeszcze bardziej, a ja nie
potrafiłam wykonać żadnego ruchu. Czułam, że stres mnie sparaliżował i nawet
najmniejsze drgnięcie palcem było w tej chwili niemożliwe. Patrzył na mnie cały
czas, a ja pragnęłam po prostu zniknąć.
– Chcesz porozmawiać? –
zaskoczył mnie tym pytaniem. Byłam przekonana, że każe mi się po prostu wynosić
z jego domu. On jednak był niesamowicie opanowany i spokojny, ale maćkowe
brązowe tęczówki nadal emanowały chłodem i niechęcią.
Usiadł naprzeciwko mnie,
dokładnie w tym samym miejscu, które przed kilkudziesięcioma sekundami zajmował
jego ojciec. Patrzył na mnie wyzywająco, tłamsząc mnie coraz bardziej. Czułam,
jak całe ciało i dłonie zaczynają mi drżeć z zimna i nawet tak prosta czynność,
jak poprawienie moich blond kosmyków opadających na oczy, była w tej chwili
niemałym wyzwaniem.
– Musiałam wyjechać,
żeby cię ochronić. – wydusiłam w końcu z siebie, patrząc na swoje dłonie i
bawiąc się skrawkiem cienkiej koszulki. – Wydarzyło się coś poważnego, przez co
moglibyście mieć problemy, dlatego postanowiłam was uchronić.
– Nie, Kalina. – zaczął
Maciej surowym tonem. – Ty po prostu uciekłaś.
– Niech będzie,
uciekłam. – odpowiedziałam zrezygnowana. – Ale nie było dnia, żebym nie myślała
o was, o tobie. Tęskniłam za wami wszystkimi, ale nie mogłam wrócić. Nie
chciałam ryzykować.
– Ale o czym ty w ogóle
mówisz? Przed czym chciałaś nas chronić? Kalina, do jasnej cholery, spójrz na
mnie!
Maciek wyglądał na coraz
bardziej poddenerwowanego, a ja nie wiedziałam, jak mam z nim rozmawiać. Tak
szybko z opanowanego i spokojnego mężczyzny, zamienił się w kłębek nerwów.
Bałam się wypowiadać kolejne zdania, gdyż nie miałam pojęcia, jakiej reakcji
mogę się spodziewać. Gdy nasze oczy się spotkały, czułam, że już niewiele
brakuje, żebym się rozpłakała. To przeze mnie taki jest. Ja mu to
zrobiłam.
– Co ja mam ci
powiedzieć?! – poderwałam się z miejsca, nie spuszczając wzroku z młodszego z
braci Kotów. – Nie chciałam tego robić, ale byłam zmuszona do wyjazdu! Żałuję,
że tak wszystko się potoczyło, ale nie zdołam cofnąć czasu!
– Ktoś cię do tego
zmusił?
Maciej nie ustępował.
Mimo że stałam i górowałam nad nim, czułam, że to on ma nade mną przewagę. Nie
tylko fizyczną, ale przede wszystkim psychiczną. Byłam zdecydowanie słabsza od
niego i nie potrafiłam tego ukryć. Maciek zauważył, jak bardzo rozchwiana
emocjonalnie jestem i nie przestawał drążyć tematu, gdyż doskonale wiedział, że
w końcu pęknę. Znał mnie jak nikt inny, potrafił mną manipulować w pewien
pokręcony sposób, a ja, będąc tego świadomą, i tak mu na to pozwalałam. Za dużo
uczuć do niego żywiłam, aby móc się oprzeć tym brązowym tęczówkom, które
przedzierały mnie i całą moją duszę na wskroś.
– Kalina, odpowiadaj mi!
– Zachowujesz się jak
egoista! – wykrzyczałam, łapiąc się ostatniej deski ratunku, czyli odwracając
uwagę ode mnie.
– Co ty pieprzysz –
skoczek prychnął ironicznie i nerwowo przeczesał swoje kruczoczarne włosy
dłonią. Robił tak zawsze, gdy się denerwował. Doskonale znałam ten gest. –
Nawet nie próbuj tego robić.
Cholera.
– O co ci chodzi? –
przełknęłam nerwowo ślinę na tyle głośno, że wydawało mi się, iż słychać było
to w całym domu.
– Dlaczego wyjechałaś?
Maciek wstał i zbliżył
się do mnie. Stał tak blisko, niebezpiecznie blisko. Poczułam zapach jego
perfum, tak bardzo znajomy zapach. Karmiąc swoje nozdrza tą wonią, uświadomiłam
sobie, że nadal używał tych samych perfum, który sprezentowałam mu na
dwudzieste urodziny.
Kot zrobił kolejny krok
w moją stronę, a ja nie mogłam się już cofnąć, gdyż za moimi plecami była
kanapa. Czułam się jak w pułapce. Panikowałam coraz bardziej, a oddech miałam
szybki i płytki, i za nic nie mogłam go uspokoić.
– Maciek, nie mogę… –
siliłam się na spokojny i normalny ton, ale głos drżał mi zbyt mocno.
– Powiedz mi, co się
wtedy stało. Nie rań mnie kolejny raz.
Chłód w maćkowych
oczach, jakby zelżał i pierwszy raz od mojego przyjazdu zobaczyłam tego dawnego
Macieja. Góra lodowa między nami zniknęła, staliśmy w salonie obnażeni ze
swoich emocji i wszystkich słabości. Widziałam w jego oczach, jak bardzo bolało
go to, co mu zrobiłam. Wtedy nie wytrzymałam, łzy poleciały po moich
policzkach, a z gardła zaczął wydobywać się jęk rozżalenia.
– Tej nocy, po naszej
imprezie... – zaczęłam krztusić się swoimi łzami, ale chciałam, jak najszybciej
wyrzucić z siebie cały ból. – Tadeusz… to wszystko on…
– Tadeusz? Co ma z tym
wspólnego, wujek?!
Schowałam twarz w
dłoniach, a łapane każdego kolejnego oddechu była coraz trudniejsze. Wszystko
zaczęło wracać, tamta noc, moje krzyki, bezsilność, ból…
– Kalina, kurwa! Czy on
ci coś zrobił?!
Maciek chwycił mnie za
dłonie i odciągnął je z mojej twarzy, aby móc na mnie spojrzeć. Jednak ja
usilnie zacisnęłam oczy, bo było mi tak cholernie wstyd. Znienawidzi mnie.
– Dotykał mnie. –
powiedziałam ledwo słyszalnie. Cała się trzęsłam, łzy nie przestawały lecieć, a
ręce drżały, jakbym była chora na Parkinsona.
Poczułam, jak dotyk
Macieja zelżał, aż w końcu całkowicie puścił moje dłonie. Podniosłam niepewnie
wzrok i popatrzyłam na Kota ze strachem, niepewnością, a przede wszystkim
ogromnym bólem. Odsunął się ode mnie na odległość kilku kroków i wpatrywał się
we mnie z niedowierzaniem. Jego oczy przybrały rozmiar pięciozłotówek, usta
miał rozchylone, a oddech płytki i nierówny.
– Wszedł do mojego
pokoju, czuć było, że jest pijany. Rzucił się na moje łóżko, a że ja też byłam
pijana, nie miałam siły, by go odepchnąć. Zaczął mi mówić, że jestem piękną
kobietą, że mój mąż będzie szczęściarzem i… – łkałam coraz głośniej. Wszystkie
obrazy zaczęły wracać. Moje urodziny, impreza i najgorsza noc w moim życiu. – …
zaczął ściągać mi spodnie, a że tamtej nocy wypiłam z Tobą sporo, nie mogłam go
odepchnąć. Mama była na trzydniowej wycieczce, jako opiekunka dzieci, więc
nawet moje krzyki nic nie dawały. Chciałam… naprawdę chciałam go powstrzymać,
ale on po prostu porwał mi bieliznę i zdjął swoją piżamę, i…
– Czy na pewno nic ci
się nie pomyliło? – przerwał mi, a mnie sparaliżowało. Z mojego gardła wydobył
się stłumiony jęk.
Nie wierzył mi.
Pokiwałam przecząco
głową, gdyż nie miałam już siły na jakikolwiek odzew. Wiedziałam, że będzie to
trudne do przyjęcia, ale nie sądziłam, że Maciek od razu zaszufladkuje mnie w
kategorii “kłamca”, tak samo jak moja własna matka.
– Zabiję gnoja. –
wycedził przez zaciśnięte zęby i wybiegł po prostu z domu.
***
wiem, że mam „mały'' poślizg, ale trochę się u mnie działo ostatnio i po prostu nie miałam kiedy ogarnąć blogowego świata. Przełomowy rozdział, bo w końcu wyszło na jaw, co się stało. Jak wrażenia? Może niektórym będzie się wydawać, że zbyt szybko rozwiązałam tę zagadkę, ale tak własnie miało być. Ta historia nie będzie długa i od początku nie miałam zamiaru przeciągać w nieskończoność powodu wyjazdu Kaliny. Bo fakt, że wyszło to w końcu na jaw, nie oznacza, że teraz będzie z górki. Wręcz przeciwnie. Czekam na Wasze opinie!
Kalina wykazała się naprawdę ogromną siłą i odwagą. Podziwiam ją, że w ogóle była w stanie przebywać w tym samym pomieszczeniu, co Tadeusz po tym co się stało.
OdpowiedzUsuńJak on mógł zrobić coś takiego? Nie mieści mi się to po prostu w głowie. Tadeusz powinien gnić w więzieniu, a nie żyć sobie jak gdyby nigdy nic i to pod dachem domu dziewczyny, której zniszczył życie i przysporzył traumy do końca życia. Przez niego jej życie legło w gruzach. Musiała zostawić ukochanego, przyjaciół, rodzinne miasto, rzuciła studia i podjęła się pracy, której nie znosiła. Choć to ona była ofiarą, poniosła karę za czyny Tadeusza. Oby los go za to wszystko pokarał.
Gdzie matka Kaliny ma oczy? Czy ona naprawdę niczego nie rozumie i traktuje to wszystko jako zwykłe nieporozumienie? To, że jej partner dobierał się do jej córki i prawdopodobnie ją zgwałcił? Ta kobieta w ogóle nie powinna nazywać się matką. Nie ma zwyczajnie do tego prawa.
Maciek bardzo przeżył odejście Kaliny. Świadczy o tym, chociażby jego utrata pasji do skoków. Oby jeszcze wrócił na właściwe tory, bo naprawdę na to zasługuje. On chyba nadal kocha dziewczynę i teraz, gdy poznał prawdziwy powód jej odejścia. Mam nadzieję, że spojrzy inaczej na całą tą sytuację i zrozumie, że Kalina nie miała większego wyboru. Mam nadzieję, że chłopak nie narobi tylko jakiś głupot podczas konfrontacji z Tadeuszem, jeśli w ogóle do niej dojdzie. Nim powiny zająć się odpowiednie służby.
Strasznie mnie ciekawi, jak to wszystko potoczy się dalej.
Postanowiłam sobie zrobić przerwę od tego uczelnianego szajsu i wpaść z komentarzem.
OdpowiedzUsuńOd początku tego rozdziału pojawiały się wskazówki na temat tego, co skłoniło Kalinę do wyjazdu. Chodziło mi to po głowie, ale liczyłam na to, że przesadzam. Niestety. Nie przesadzałam.
Piszę już kilka lat, ale nie chyba nie potrafiłabym wziąć takiego tematu na tapetę. Chyba nawet bym nie chciała. Dla mnie to zbyt trudne. I takie... odrzucające. Świadomość, że takie rzeczy dzieją się w prawdziwym życiu na co dzień, że tacy faceci żyją być może gdzieś obok nas, jest po prostu przerażająca.
Minęło kilka lat i widać, że Kalina trochę już się otrząsnęła. Wzięła w garść. Usiłuje po prostu żyć. Ale pojawia się milion pytań od osób, którym na niej zależy. I to nie powinno dziwić, bo znikła nagle i bez żadnych wyjaśnień. Ale to równocześnie nie znaczy, że jest jej łatwiej na te pytania odpowiadać. A jednak jakoś zebrała się w sobie i porozmawiała z Maćkiem. Przyznam, że kiedy zapytał "Czy na pewno nic ci się nie pomyliło?", zatkało mnie tak jak Kalinę. Pomyślałam sobie "jak on może jej nie wierzyć?". Na pięć sekund poczułam się bardzo nim rozczarowana. Ale za chwilę wyszło na to, że nie tyle nie wierzy jej w to, co powiedziała, tylko raczej nie jest pewien czy dobrze usłyszał, czy dobrze zrozumiał. I nie ma się mu co dziwić. Taka informacja to jest szok.
Ojej. Trzymam za Ciebie kciuki, bo trudne zadanie przed sobą postawiłaś. I przepraszam, że ten komentarz wyszedł jakiś taki chaotyczny, ale mam naprawdę spore niedobory snu ;)
Buziak :*