29 października 2018

Rozdział drugi



– Kalinka, pomożesz mi? – głos mamy tuż nad moją głową był ostatnim, czego potrzebowałam z samego rana. Nie miałam najmniejszej ochoty wstawać, ani tym bardziej wychodzić z własnego pokoju, lecz doskonale wiedziałam, że będzie to nieuniknione. Po szybkiej porannej toalecie nałożyłam na siebie lekki i cienki sweter, o kilka rozmiarów za duży, mając nadzieje, że to właśnie dzięki niemu będę niewidoczna. Rzeczywistość okazała  się jednak brutalna, gdyż po moim zejściu mama zauważyła mnie bez problemu, a co więcej, poprosiła o pomoc w nakryciu do stołu i dokończeniu obiadu.
Kalina, dorośnij w końcu. Masz dwadzieścia trzy lata.
– O tak wczesnej porze obiad? – wysiliłam się na normalny ton, nie chcąc zaczynać dnia od kłótni z mamą. – Zawsze był zdecydowanie później.
– Nieco się pozmieniało odkąd wyjechałaś – wspomniała z westchnieniem. – Tadeusz dziś wraca, pamiętasz? Chcę, żeby po tym szpitalnym jedzeniu spróbował czegoś domowego.
Och, jak mogłam zapomnieć. Moje ciało natychmiast się spięło i przy tym poczułam, jak w moim żołądku niebezpiecznie przewracają się tosty, które zjadłam wczorajszej nocy. Nie chciałam tu być, mdliło mnie na samą myśl, że będę musiała siedzieć z nimi przy jednym stole. Wiedziałam jednak też, że mama tak łatwo nie odpuści i będzie mnie chciała zatrzymać tutaj za wszelką cenę.
– Zjem obiad później, jestem już umówiona. – skłamałam, mimo wszystko licząc, że uda mi się wywinąć i po prostu uciec z domu.
– Kalina, błagam cię, nie rób scen. – ostry ton matki i jej karcący wzrok sprawił, że znów miałam ochotę się rozpłakać. Jesteś taka słaba, Kalina. – Zostaniesz z nami i zjemy posiłek, jak normalna rodzina. Jesteś dorosłą kobietą, nie zachowuj się, jak dziecko.
Sztućce, które ze złości i rozżalenia przypadkiem wypuściłam z dłoni, upadły na podłogę i narobiły takiego hałasu, że mama ponownie spojrzała na mnie surowym wzrokiem. Kolejny raz zakłóciłam jej idealną wizję, idealnego obiadu w idealnym domu! Nie miałam siły na to wszystko. Jak miałam przemówić jej do rozsądku? Jak miałam sprawić, żeby mi uwierzyła? Gdyby chociaż zgodziła się pójść na terapię, aby wyleczyć nerwicę natręctw i resztę nawyków, które pojawiły się, gdy zamieszkał z nami Tadeusz…
Zebrałam widelce z podłogi, po czym w pośpiechu założyłam swoje czarne trampki i wyszłam z domu nie zważając na krzyki mamy. Miałam jej dość. Musiałam dać upust wszystkim emocjom i się odstresować, więc skierowałam się do dobrze znanego mi miejsca.
– Wódka, trzy razy – powiedziałam po wejściu do pijalni. Nie siliłam się nawet na uprzejmy ton, w tamtej chwili w ogóle o tym nie myślałam. Chciałam odciąć się od tego, a skoro nawet w moim dawnym azylu na wzgórzu nie mogłam zastać ukojenia, została jedyna opcja – alkohol. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, jak żałosna w tej chwili jestem, ale naprawdę, nie widziałam już innego ratunku dla siebie niż chwile upojenia, a dzięki temu zapomnienia.
Zawsze miałam słabą głowę i nawet nieduża ilość wódki sprawiała, że bardzo szybko zapominałam o problemach. Robiło mi się wtedy niesamowicie lekko na sercu i zamiast próbować skleić swoje beznadziejne życie do kupy, śmiałam się za głośno, a świat dookoła mnie wirował. To był mój sposób na odreagowanie. Głupi i krótkotrwały, ale działał choć na chwilę.
Gdy tylko barman podał mi moje zamówienie wychyliłam od razu dwa kieliszki krzywiąc się mocno, lecz czując swego rodzaju ukojenie, gdy przyjemne ciepło rozchodziło się w moim wnętrzu.
– Ciężki dzień? – zapytał. Zlustrowałam go wzrokiem i od razu poznałam, że musiał być w moim wieku. Miał na sobie białą koszulkę, która lekko opinała się na jego ciele i uwydatniała mięśnie, które znajdowały się pod materiałem. Wyglądał atrakcyjnie, nie szło zaprzeczyć.
– Ciężkie życie. – uśmiechnęłam się do niego gorzko, po czym zamówiłam następne kolejki, które miały przynieść mi ukojenie. Wiedziałam, że tempo, w którym wlewałam w siebie alkohol może przyprawić mnie o niezłe problemy żołądkowe, ale w tamtej chwili mnie to nie obchodziło.
– Nie za szybko pijesz? Możesz tego potem żałować. – blondyn za barem był widocznie mną zainteresowany, gdyż cały czas lustrował mnie wzrokiem i szukał okazji do zaczepki.
– Jak masz na imię? – zapytałam, podając mu kolejny pusty kieliszek.
– Szymon, a ty?
Zignorowałam kompletnie jego pytanie, lecz uśmiechnęłam się do niego szczerze. Sama już nie wiedziałam czy było to wynikiem mojej dziwnej sympatii do nieznajomego czy procentami, które zaczęły już działać.
– A więc posłuchaj uważnie, Szymonie. Nie musisz się o mnie martwić, jestem dużą dziewczynką. Zresztą, chyba widać – wstałam z barowego krzesła i okręciłam się wokół własnej osi, chwaląc się kobiecymi wdziękami.
Szymon uśmiechnął się pod nosem i z iskierkami w oczach nalał mi kolejną kolejkę. Usiadłam z powrotem na swoim miejscu i sama zmierzyłam się wzrokiem.
– W sumie to dzisiaj słabo wyglądam, ale w inne dni jest lepiej – puściłam do niego zalotnie oczko, nie kontrolując już całkowicie tego co mówię i robię. – Ile ty masz lat właściwie?
– Dwadzieścia – wytarł świeżo umytą szklanką i nalał mi do niej wody mineralnej, chociaż o to nie prosiłam. Zapewne widział moje grymasy i to, jak ciężko wchodziły mi kolejne porcje wódki.
– No to przykro mi, ale nic z tego nie będzie. Nie umawiam się z młodszymi – zaśmiałam się zdecydowanie za głośno i o mało co, nie straciłam równowagi i nie spadłam z krzesła.
Kolejna godzina minęła mi na wlewaniu w siebie jeszcze większej ilości alkoholu, a także niezobowiązującej dyskusji z Szymonem. Świat dookoła wirował coraz bardziej, a gdy tylko przypomniałam sobie, że jest dopiero godzina popołudniowa chciało mi się płakać z własnej głupoty i żałosności.
– Koniec, już ci wystarczy. – odparł twardo barman, gdy poprosiłam o następną kolejkę. O dziwo, nie awanturowałam się, a jedynie podziękowałam za opiekę, jakkolwiek dziwnie to brzmiało. Gdy tylko chciałam udać się do łazienki, mało brakowało, żebym się przewróciła. Czułam, że jest bardzo źle i nie dam rady dotrzeć sama do domu. Zresztą, nie mogłam tam przecież wrócić. Chciało mi się płakać. Resztkami sił wygrzebałam z kieszeni telefon i natychmiast wybrałam numer do osoby, która jako jedyna mogła mnie uratować.
– Kubuś – ledwo co potrafiłam wypowiedzieć jego imię. Język plątał mi się niemiłosiernie, a w głowie coraz bardziej wirowało. – Proszę, przyjedź tu, pomóż mi.
Gdy tylko zapytał mnie, gdzie jestem, a ja nie potrafiłam mu odpowiedzieć, poczułam, że zaraz się rozpłaczę. Jak zwykle. Niestabilnie emocjonalnie idiotka!  Po chwili zastanowienia dałam mój telefon Szymonowi, a ten podał Kubie dokładny adres pijalni, czego ja nie potrafiłam zrobić ze względu na litry wódki w moim organizmie.
– Kala, coś ty ze sobą zrobiła.
Nie pamiętałam, po jakim czasie zjawił się mój wybawiciel. Nie pamiętałam również, jak mnie stamtąd zabrał i czy w ogóle zapłacił  rachunek. Zaczęłam lepiej kontaktować, gdy Kuba wyprowadził mnie na zewnątrz. Nie wiem, jakim cudem znaleźliśmy na jakiejś polanie, tuż za pijalnią. Wtedy poczułam jak wszystko podnosi mi się do gardła i po prostu zwymiotowałam.
– Napij się. – gdy tylko cała zawartość mojego żołądka wylądowała na trawie, Kuba wetknął mi do ręki butelkę zimnej wody. Wzięłam kilka sporych łyków, a w myślach zaczęłam obmyślać litanie przeprosinową dla przyjaciela.
– Przepraszam, że musisz mnie oglądać w takim stanie.
– Co się dzieje? – zapytał, gdy w głowie przestało mi tak mocno wirować i usiedliśmy na ziemi.
– Pokłóciłam się z mamą. – powiedziałam cicho. – Tadeusz dziś wraca ze szpitala.
Kuba spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, dając jasno do zrozumienia, że nie za bardzo rozumie, co próbuję mu przekazać. Chciałam z nim o tym porozmawiać, ale nie w takim stanie. Do takiej rozmowy musiałabym się przygotować i przede wszystkim być trzeźwą, co w tej chwili było niemożliwe.
– Obiecuję, że ci wszystko opowiem, Kuba. Daj mi tylko trochę czasu.
– Kalina, ja długo tak nie wytrzymam. Martwię się i nie wiem jak ci pomóc. Boję się, że znowu uciekniesz. Nie wyobrażam sobie tego. – westchnął. – A tak właściwie, to Maciek wie, że przyjechałaś.


Następnego dnia czułam się zdecydowanie lepiej niż na to zasługiwałam. W głowie przestało mi wirować, a żołądek wydawał się nieporuszony wczorajszymi ekscesami i zaraz po przebudzeniu upominał się o porcje jedzenia na sam początek dnia. Mimo że nie miałam kaca, mój stan psychiczny prezentował się znacznie gorzej. Kolejna noc w domu była dla mnie katorgą. Nie spałam przez większość czasu, a gdy tylko słyszałam jakieś dziwne dźwięki, które mogły wskazywać, że ktoś zbliża się do mojego pokoju, zamierałam i przestawałam na moment oddychać. Na szczęście pod moją nieobecność zamek w drzwiach został naprawiony, jednak nawet to nie sprawiło, że czułam się w stu procentach bezpiecznie.
Pomiędzy próbami zaśnięcia, a nasłuchiwaniem czy ktoś nie chce się dostać do pokoju, napisałam krótką wiadomość do Kuby, w której poinformowałam go, że wyjeżdżam. Nie mogłam dłużej tu zostać. To wszystko przytłaczało mnie zbyt mocno i nie wyobrażałam sobie, aby zostać tutaj na dłużej.
Ciesząc się, że kolejny raz udało mi się uniknąć spotkania z mamą i Tadeuszem, zaczęłam przygotowywać sobie śniadanie. Mama zaczynała pracę codziennie o tej samej porze, a Tadeusz zapewne pojechał na jakieś spotkanie w  interesach. Pewnie nawet będąc chorym nie odpuszczał i nadal pilnował swojego biznesu. Taki już był. Wpływowy biznesmen, który posiada sieć hoteli w całej Polsce, a dodatkowo ma niezłą posadkę w Polskim Związku Narciarskim. Kwoty, które co miesiąc przynosił do domu niejedną osobę przyprawiłyby o zawrót głowy. Czasem zastanawiałam się czy mama przypadkiem nie zakochała się w jego portfelu, ale widząc jej maślane oczy, gdy tylko wracał do domu, albo troskę i miłość, z jaką wypowiadała się na jego temat, utwierdzało mnie, że po prostu jest ślepo zakochana. To właśnie przez niego ja stałam się czarną owcą, a nasza relacja praktycznie przestała istnieć i matką dla mnie była tylko prawnie. Nic więcej.  
Jedząc świeżo przygotowane kanapki przeglądałam najbliższe loty do Anglii, gdy nagle w kuchni rozległ się dźwięk wiadomości. Domyśliłam się, że to od Kuby. Nie powiedział nic na temat mojego wyjazdu, a jedynie poprosił o spotkanie z dopiskiem, że to bardzo pilne. W pierwszej chwili się dziwiłam, ale z drugiej strony może po prostu nie miał już do mnie siły. Mimo że był bardzo cierpliwym człowiekiem, też miał swoje granice. Jak każdy.
Po skończonym śniadaniu i szybkim prysznicu, wyszłam z domu i skierowałam się prosto w stronę parku miejskiego, gdzie byłam umówiona z Kubą. Pogoda była dzisiaj przepiękna i przez chwilę pożałowałam, że dane mi było spędzić tak mało czasu tutaj. Klimat w Wielkiej Brytanii różnił się diametralnie od polskiego, przez co stęskniłam się za ciepłą, słoneczną pogodą. Nawet temperatura, która wynosiła około trzydzieści stopni wcale mi nie przeszkadzała. Rozkoszowałam się promieniami słońca, za którymi tak bardzo tęskniłam. A może była to po prostu wymówka? Może tęskniłam za tym miejscem, za moim kochanym Zakopanem, które było dla mnie jednocześnie domem i przekleństwem ucieleśniającym moje najgorsze koszmary?
Usiadłam na ławce na przeciwko placu zabaw dla dzieci i czekając na przyjaciela przymknęłam oczy, i wystawiłam twarz w stronę promyków słońca, które delikatnie muskały moją twarz. Po minucie czy dwóch poczułam czyjąś obecność i wzrok na sobie. Otworzyłam oczy i zamarłam widząc nie tego Kota, na którego czekałam. Poczułam jak zrobiłam się cała blada, a serce zaczęło niebezpiecznie przyśpieszać. Mimo że temperatura była wysoka, zrobiło mi się cholernie zimno. Brązowe tęczówki lustrowały mnie uważnym wzorkiem, a ja czułam, że wewnętrznie cała drżę.
– Dzień dobry – dzień dobry? Co to za oficjalny ton? Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa, cały czas patrzyłam na Maćka. Zmienił się. W jego oczach dostrzegłam pewną surowość i powagę, której nie było, jak wyjeżdżałam. Czułam, że wyrosła między nami prawdziwa góra lodowa, a od młodszego z braci Kot emanowała wrogość.
– Cześć.
Kącik ust drgnął mu w ironicznym uśmiechu, a ja nie wiedziałam, co robić. Czy uciec stąd, zabić Kubę czy może samą siebie. Wyprostowałam się udając, że jestem pewną siebie kobietą. Położyłam ręce na kolanach i ściągnęłam ze swoich białych szortów niewidzialny prószek. Maciek, jakby w odpowiedzi na moje gesty obrócił się w moją stronę, a prawy łokieć oparł na oparciu ławki. Znowu ten wzrok. Ten świdrujący wzrok, który doprowadzał mnie do szaleństwa.
– Nie wiem, co mam ci powiedzieć.
Maciek zaskoczył mnie wybuchając głośnym śmiechem. Popatrzył mi prosto w oczy i wtedy już wiedziałam. Wiedziałam, że mnie nienawidzi.
– Skoro nie masz mi nic do powiedzenia, to idę.
– Nie, zostań! – swoim głośnym tonem zaskoczyłam nas oboje. Maciek zmienił swój cyniczny wyraz twarzy. Teraz wyglądał, jakby był gotów na najgorsze, patrzył na mnie surowym wzrokiem, czekając na mój krok. – To wszystko jest strasznie skomplikowane.
– Ale zostawienie mnie bez jakiegokolwiek wyjaśnienia, nie było skomplikowane, prawda?
– Maciek, proszę… – nie tak wyobrażałam sobie naszą pierwszą rozmowę. Czułam, że tracę grunt pod nogami. Czy można upaść jeszcze niżej niż ja?
– Nie masz w sobie nawet grama skruchy! – ironiczny Maciej to było dla mnie coś nowego. Nigdy wcześniej nie zachowywał się tak, nigdy nie był taki dla mnie. Kompletnie nie umiałam rozmawiać z nim w takim stanie, bałam się, że skrzywdzę go jeszcze bardziej. – Kalina, jak mogłaś?
– Przepraszam. – łzy zaczęły wzbierać się w kącikach moich oczu. Z sekundy na sekundę trudniej było mi powstrzymywać falę płaczu, która coraz mocniej napierała. – Nie było dnia, żebym się nie zastanawiała, co u ciebie, jak sobie radzisz, jak idzie ci w skokach.
– Dlaczego nie zadzwoniłaś w takim razie? Pisałaś tylko do Kuby. Zresztą, jemu też nie mówiłaś za wiele.
– Po prostu chciałam was chronić. Ciebie Maciek w szczególności.
Nienawidził mnie, widziałam to w jego oczach.
– Przed czym? – zapytał, lustrując mnie uważnie wzrokiem, jakby nie wierzył, że po dwóch latach siedzę tuż obok niego. – Kalina, przed czym chciałaś mnie chronić?
– Jeśli ci powiem, to ci tylko zaszkodzę. Naprawdę nie mogę.
– Uciekłaś z kimś? Poznałaś kogoś? – pytanie Macieja zabolało. Jak mógł tak myśleć? Przecież nigdy bym mu tego nie zrobiła.
– Oczywiście, że nie! – popatrzyłam na niego niespokojnym wzrokiem i czekałam na jakąś reakcję. Nie miałam pewności, że mi uwierzy.
– Nie mówisz mi prawdy.
Widziałam w jego oczach, jak wiele kosztowała go ta rozmowa. Prawdopodobnie cierpiał tak samo mocno, jak ja. Nienawidziłam się za to, co mu wyrządziłam. Jednak nie mogłam postąpić inaczej, gdybym powiedziała mu prawdę, jego kariera byłaby zagrożona. Nie chciałam zniszczyć mu życia, dlatego nie powiedziałam nic, a Maciek po prostu odszedł. Zostawił mnie w parku wśród tłumu dzieciaków bawiących się nieopodal, ale ja w tamtej chwili czułam się, że jestem sama. Nie miałam nikogo, z kim mogłabym szczerze porozmawiać.



– Co chciałeś tym osiągnąć?! – wykrzyczałam Kubie prosto w twarz. Zadzwoniłam do niego od razu po niespodziewanym spotkaniu z Maćkiem. Zjawił się wyjątkowo szybko, a we mnie nadal buzowały emocje.
– Kala, uspokój się.
– Po jaką cholerę upozorowałeś moje spotkanie z Maciejem? – patrzyłam na niego z wyrzutem, nie mogąc zrozumieć, dlaczego zrobił coś takiego.
– Bo sama byś prędzej wyjechała i znowu go zostawiła, niż sama poprosiła o spotkanie.
Kuba jak zwykle emanował stoickim spokojem. Oparł dłonie na biodrach i patrzył na mnie uważnym wzrokiem. W końcu usiadł obok mnie na ławce i ukrył twarz w dłoniach.
– Należą mu się jakieś wyjaśnienia. Jeśli mi nie chcesz powiedzieć to trudno, ale zrozum, nie możesz tak postępować z Maćkiem. Przecież to, co was łączyło…
– Nawet sobie nie wyobrażasz ile bólu sprawiło mi to spotkanie. Nie byłam jeszcze gotowa.
– Kalina, do jasnej cholery! – Kuba nie wytrzymał i zerwał się na równe nogi. – Cały czas mówisz, jak bardzo cierpisz, a myślisz w ogóle o tym, co czuł Maciek?! Myślisz, że on był gotowy na to, że z dnia na dzień zostawisz go i uciekniesz?!
– To nie tak! – próbowałam się bronić, ale gdzieś w głębi serca wiedziałam, że to wszystko, o czym mówił Kuba, było prawdą. Byłam kompletnie rozbita. Zachowywałam się jak kompletna egoistka, ale nie wiedziałam, co mam robić. Nie mogłam nawet z nikim porozmawiać, nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc. Pogubiłam się.
– Przestań! – starszy Kot był cały czerwony ze złości. Nie pamiętam kiedy ostatnio widziałam go w takim stanie. Nie wiem, czy w ogóle kiedykolwiek zachowywał się w ten sposób. – Nie sądzisz, że należą się mu wyjaśnienia? Czy po tym wszystkim nie stać cię, chociaż na tyle?
Tym razem to ja uciekłam. Nie miałam ochoty dłużej słuchać o tym, jaka jestem beznadziejna. Mimo że Kuba wołał mnie, nie zatrzymałam się i zostawiłam go w parku samego.
Czułam się jakbym miała rozdwojenie jaźni. A może po prostu zwariowałam? Z jednej strony chciałam im powiedzieć o wszystkim, dlaczego ich zostawiłam, jak ciężko mi było, że każdy samotny dzień był dla mnie koszmarem. A z drugiej musiałam kierować się rozsądkiem. Wiedziałam, że prawda mogła zaszkodzić ich rodzinie, karierze Maćka. Nie wiedziałam, czym mam się kierować – głosem serca czy zdrowym rozsądkiem?
W jednej chwili żałowałam, że tu wróciłam, zaś z drugiej cieszyłam się, że chociaż przez chwilę mogłam poczuć, że jest tak jak dawniej. Tak bardzo chciałam zobaczyć Macieja, tak bardzo za nim tęskniłam. Jednak, gdy w końcu do tego doszło, dotarło do mnie, że lepiej byłoby nigdy się nie spotkać. Wzrok, którym na mnie patrzył, był pełen nienawiści i żalu. Nienawidził mnie za to, co mu zrobiłam. Świadomość, że osoba, która była dla mnie wszystkim, żywi do mnie najgorsze uczucia z możliwych, bolała niemiłosiernie. Łzy ciekły po mojej twarzy, a ja nie mogłam ich zatrzymać.
Byłam wrakiem człowieka. Niestabilną emocjonalnie egoistką, która rani ludzi, których kocha. I byłam w tym wszystkim sama. Ciągle się nad sobą użalałam, bo nie znałam innego, lepszego sposobu na radzenie sobie z tym całym bagnem.
Przechodząc tuż koło sklepu z zabawkami, poczułam wibracje w tylnej kieszeni szortów. Byłam zaskoczona, gdy okazało się, że nadawcą jest Kuba.
Nie uciekaj Kalina, daj sobie pomóc.  
Czytałam tę wiadomość kilkadziesiąt razy. Szłam cały czas przed siebie i wpatrywałam się tępo w ekran telefonu. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że za kilkadziesiąt godzin podejmę decyzję, która już na zawsze wszystko zmieni. Byłam nieświadoma, jak duży krok to będzie i ile konsekwencji z tego wyniknie. To, co miało wkrótce się wydarzyć, było jak tykająca bomba, która lada chwila wybuchnie, a wtedy nie będzie już odwrotu.



***
trochę się rozkręciło w końcu. Szczerze mówiąc, gdy wymyśliłam tę historię rok albo nawet dwa lata temu, w mojej głowie wyglądała jakoś lepiej. Ale nic, zostawiam do oceny, mimo wszystko. Czekam na komentarze z opiniami o rozdziale! 

2 komentarze:

  1. Cześć. 😊
    Wpadłam tutaj właściwie przypadkowo, ale naprawdę się z tego cieszę.
    W mgnieniu oka nadrobiłam wszystkie części Twojej historii, która bardzo mi się spodobała, dlatego też na pewno będę śledzić dlasze losy bohaterów.
    Kalina nie ma łatwego życia...
    Jest zagubiona, samotna i nie potrafi poradzić sobie z czymś, co wydarzyło się w przeszłości i prawdopodobnie z udziałem partnera jej mamy... Co samo w sobie jest okropne. W dodatku własna rodzicielka nie uwierzyła w jej zapewnienia. Uznając je za wymysły i kłamstwa. Choć powinna znać ją, jak nikt inny i bezgranicznie ufać.
    W taki oto sposób, Kalina została zmuszona do ucieczki. Nie widząc innego wyjścia, zostawiła wszystko za sobą bez żadnego wyjaśnienia. Uciekła, aby się ratować. Zostawiając za sobą ukochane miasto, przyjaciół i prawdopodobnie ukochanego. ☹
    Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ona nie ma znikąd pomocy, bo nawet jeśli znajdzie się ktoś taki jak Kuba. To Kalina w obawie, że może im zaszkodzić. Będzie milczeć. Znalazła się naprawdę w fatalnym położeniu.
    Z drugiej strony Maciek ma pełne prawo mieć do niej żal. W końcu niczego mu nie wyjaśniła i zostawiła bez słowa. Przez co nie ma pojęcia o tym, że miała powód, aby zniknąć. Tej dwójce przydałaby się szczera rozmowa, zwłaszcza że chyba nadal nie są sobie obojętni. Oczywiście Maciek skrywa to pod postacią złości i poczucia skrzywdzenia.
    Dobrze, że przynajmniej Kuba jest przy Kalinie i nie ma jej za złe, że praktycznie zerwała z nim kontakt.
    Najbardziej jednak nie podoba mi się ten cały Tadeusz. Wygląda na bardzo wpływowego człowieka, który całkowicie podporządkował sobie mamę Kaliny. Ona jest zaślepiona miłością do niego. Całkowicie się przez nią zmieniła... Mam nadzieję, że kiedyś się opamięta. Inaczej bezpowrotnie straci córkę.
    Czekam z niecierpliwością na następny rodział. ☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie za komentarz i miłe słowa! ♥

      Usuń