13 lutego 2019

Rozdział piąty


Czułam, jak coś ciężkiego ciąży mi na klatce piersiowej i uniemożliwia oddychanie. Każda próba złapania oddechu była trudna, a z sekundy na sekundę stawało się to niemożliwe, przez co coraz bardziej panikowałam. Domyśliłam się, że może być to tylko chwilowy atak duszności, dlatego starałam uspokoić skołatane serce. Po kilku sekundach opanowałam sytuacje i poczułam się nieco lepiej, lecz z kolei pojawiła się inna niepokojąca mnie rzecz.
Tuż obok mnie ukształtowała się niewyraźna postać. Siedziała na skraju łóżka i mimo że nie byłam w stanie dostrzec jej twarzy, czułam, że na mnie patrzy. W głowie szumiało mi coraz bardziej, a obraz był niewyraźny, co tylko utrudniało mi rozpoznanie miejsca, w którym się znajdowałam.
Nagle jakiś dziwny impuls pojawił się w mojej głowie i poczułam, że jestem w niebezpieczeństwie. Chciałam natychmiast zerwać się z miejsca i uciec, jednak moje ciało jakby wcale nie reagowało. Próbowałam z całych sił podnieść się do pozycji stojącej i po prostu wybiec z pomieszczenia, ale nie miałam władzy nad własnymi nogami.
Po chwili poczułam szorstką dłoń gładzącą mnie po nagiej skórze nóg. Skierowała się nieco wyżej i mimo mojej próby zerwania się z łóżka, nie przestawała zmierzać ku górze. Postać nade mną obrzuciła garstka światła z niewiadomego źródła i dopiero wtedy zorientowałam się, że tuż obok mnie siedział Tadeusz. Uśmiechał się w obrzydliwy sposób i drugą ręką zaczął dotykać moich piersi. Próbowałam poderwać się z miejsca, ale wszelkie próby kończyły się fiaskiem. W kącikach oczu zaczęły zbierać się łzy, a gdy tylko poczułam jego obleśny oddech tuż na moim policzku, chciałam krzyczeć, ale skończyło się na bezdźwięcznym otwarciu gardła.
Jego ręka znalazła się pod materiałem mojej bluzki, a druga odpinała guziki spodni. Patrzył się na mnie i szeptał obrzydliwe słowa do ucha, ale nie potrafiłam nic zrozumieć. Moja myśl koncentrowała się tylko na tym, aby jak najszybciej stąd uciec. Szeroko rozwarłam oczy w poszukiwaniu drogi ucieczki, a wtedy w kącie pomieszczenia dostrzegłam… Macieja i Kubę. Patrzyli się na mnie z wyższością i… śmiali się. Wskazywali na mnie palcami i nie robili nic, żeby mi pomóc. Cuchnący zapach Tadeusza w połączeniu z jego obrzydliwym dotykiem i wzrokiem chłopaków, spowodował u mnie mdłości. Wszystkie dźwięki zaczęły się ze sobą mieszać, a dotyk ojczyma wypalał na moim ciele kolejne rany.  
Zerwałam się z łóżka i zauważyłam, że było całkiem ciemno, a postaci Tadeusza i Kotów zniknęły. Cała drżałam, a po policzkach zaczęły cieknąć mi łzy. Podciągnęłam kolana pod brode i szczelnie okryłam się kołdrą, próbując sobie przypomnieć, gdzie jestem i jak się tu dostałam. Byłam w amoku, łkałam coraz głośniej, a z gardła wydobywał się trudny do zidentyfikowania dźwięk. W tej chwili chciałam po prostu umrzeć. Przestać cokolwiek czuć.
– Kalina – usłyszałam dobrze mi znany głos. – Co się dzieje?
W pierwszej chwili nie mogłam w ogóle zlokalizować postaci. Dopiero uchylone drzwi i dochodzący ze szpary rąbek światła uświadomił mi, że ktoś wszedł do pokoju.
Poczułam lekkie potrząśnięcie ramionami i dopiero wtedy otworzyłam powoli oczy, które zacisnęłam wcześniej w przerażeniu. Siedział tuż obok mnie, trzymał za ramiona i lustrował moją twarz. Nagle schylił się w kierunku stolika nocnego i w całym pokoju zapanowała delikatna jasność.
Oślepiona światłem z powrotem zacisnęłam powieki. Dodatkowo obawiałam się, że obrazy z koszmaru wrócą i wszystko zacznie rozgrywać się od nowa. Nie myliłam się. Już po chwili ponownie zaczęły pojawiać mi się przed oczami, a łzy coraz bardziej ciekły po policzkach. Zaczęłam kolebać się w tył i przód, próbując wymazać wszystkie wspomnienia, zarówno te ze snu, jak i z prawdziwego życia.
Nie do końca wiem, jak to się stało, że po chwili znalazłam się w objęciach Macieja. Nie mam pojęcia, kiedy zaczął głaskać mnie po głowie i mocno przyciskać do swojego torsu, przez co zmoczyłam mu całą koszulkę. Nie pamiętam, jak znalazł się ze mną w łóżku, leżąc obok mnie i cały czas trzymając w ramionach. Nie pamiętam też kiedy się uspokoiłam. Wiem tylko jedno – nie zostawił mnie przez całą noc.


Skrzypnięcie podłogi, ciche westchnięcie, i głośny trzask. Zbyt głośny, jak na poranne godziny. Dyskretne przekleństwo, dźwięk odkładanego przedmiotu i znowu podłoga. Rozwarłam powoli oczy i dostrzegłam zastygłego Maćka, który wpatrywał się we mnie skupionym wzrokiem.
– Wybacz, że cię obudziłem. – wyszeptał. – Pójdę zrobić śniadanie. – zniknął za drzwiami pokoju, a ja dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że wstrzymywałam powietrze przez cały czas, gdy na mnie patrzył.
W pierwszej chwili chciałam zaoferować pomoc przy przysądzaniu posiłku, lecz w czas ugryzłam się w język. Wspólne gotowanie było ostatnim, co powinniśmy robić, a moja propozycja wpędziłaby nas w jeszcze większe zakłopotanie.
Nie miałam tutaj żadnych swoich osobistych rzeczy, więc jedyne co mi zostało to przygarnięcie włosów dłońmi i ochlapanie twarzy zimną wodą. Najchętniej wzięłabym prysznic, ale nie miałam zamiaru nadużywać gościnności. Poza tym czasy, gdy mogłam się tutaj czuć jak w domu, już dawno minęły.
Zeszłam na dół i usiadłam przy stole naprzeciwko Macieja, z zaczerwienionymi i nieprzeciętnie opuchniętymi oczami od płaczu. Dobrze, że chociaż udało mi się zmyć resztki maskary, która przez noc wyrządziłą mi niezłą krzywdę na twarzy. Wzięłam kęs jednego z tostów, które skoczek podsunął mi pod nos bez słowa. Sam siadł naprzeciwko i zaczął jeść w kompletnej ciszy, nie racząc mnie nawet spojrzeniem.
Gdy sobie tak milczeliśmy zauważyłam, że na swojej białej koszulce ma liczne czarne ślady… od mojej maskary. Automatycznie zrobiło mi się gorąco, gdy tylko przypomniałam sobie nocny koszmar oraz to, jak mnie uspokajał i… został ze mną w łóżku do rana. Wyprostowałam się i popijając ciepłą herbatę, zerkałam dyskretnie na Macieja. Co ja mu zrobiłam…
– Pójdę już. – powiedziałam cicho po skończonym śniadaniu. Wstałam od stołu i od razu chciałam skierować się w stronę drzwi, ale stanowczy głos Maćka natychmiast wybił mi ten pomysł z głowy.
– Siadaj.
Spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami, które z sekundy na sekundę ciemniały i stały się wręcz czarne. Usta miał zaciśnięte w wąską linię, a dłonią przeczesywał swoje rozmierzwione włosy.
Wykonałam jego polecenie bez jakichkolwiek oporów, mając świadomość, że nie mam z nim żadnych szans. Zawładnął mną. Znowu. Kawałek po kawałku, centymetr po centymetrze oddawałam mu się, mimo że zdawałam sobie sprawę, jak nieodpowiednie to było.
– W nocy miałaś koszmar i… – zawahał się, nie wiedząc jak dobrać słowa. – Pomogłem ci się uspokoić.
Miałam wrażenie, że tłumaczy się po to, abym nie obiecywała sobie nie wiadomo czego. Również był zakłopotany tą sytuacją i nietrudno było mi odszyfrować, że po prostu żałował naszego wczorajszego zbliżenia.
– Co z twomi rodzicami?
– Wrócą wieczorem. Pojechali do Krakowa.
Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć, więc kiwnęłam tylko głową. Miałam tyle pytań, tyle wątpliwości, ale bałam się o cokolwiek zapytać. Czułam się coraz bardziej nieswojo siedząc w kuchni Kotów i mając przy tym świadomość, że mnie tu nie chcą.
– Zostaniesz tutaj… przez jakiś czas.
Nie wyobrażałam sobie wrócić do domu po tym wszystkim, co się wczoraj wydarzyło, ale bez końca uciekać nie mogłam. Bałam się, tak cholernie się bałam i, o ironio, jedynym człowiekiem, przy którym ten strach malał, był ten, którego skrzywdziłam najbardziej.
– Maciek… – zaczęłam nieśmiało, oplatając się szczelniej ramionami. – Co dalej? Bo… bo... ja nie wiem, jak…
– Pojedziemy do tego skurwiela z Kubą. – wycedził przez zęby. – P-o-r-o-z-m-a-w-i-a-ć. – spojrzał na mnie wymownie i znowu zaczął mierzwić swoje włosy.
– Nigdzie nie pojedziemy. – Kuba wszedł do kuchni z gorzkim uśmiechem na ustach. – Wczoraj w nocy wyjechał.
– Skąd o tym wiesz? – maćkowe oczy ponownie w ciągu dwóch dni zapłonęły niebywałą agresją. Serce pękało mi, gdy widziałam go w takim stanie.
– Zadzwonił do mamy i powiedział, że znalazł jakieś świetne sanatorium w Sztokholmie. – prychnął i usiadł koło nas przy stole.
– Niech to szlag! – drugi z braci zerwał się z miejsca i uderzył płaską dłonią w blat stołu. Wzdrygnęłam się w wyniku napadu agresji Maćka, a fakt, że wyglądał jakby chciał zamordować Tadeusza (albo najbliższą osobę w pobliżu) sprawiał, że płoszyłam się coraz bardziej. W oczach płonęły mu ogniki, a obie ręce miał zaciśnięte w pięści. Nie mogąc dłużej znieść tego widoku wybiegłam z kuchni i skierowałam się prosto do łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz i dopiero siedząc na wannie pozwoliłam, aby wszystkie tłoczące się we mnie emocje mnie opuściły.
To nie jest mój Maciek.
Zaczęłam szlochać. Na moim sercu pojawiła się kolejna rysa, a z sekundy na sekundę miałam wrażenie, że umieram w środku. Miałam zapomnieć, wymazać z pamięci wydarzenie sprzed dwóch lat, a teraz wszystko wróciło. Przenikliwy ból, taki sam gdy Tadeusz szarpał mną i unieruchomił swym ciężkim ciałem. Strach, gdy zaczął rozrywać mi bluzkę i ściągać spodenki. Obrzydzenie, gdy dotykał mnie w najbardziej intymnych miejscach. Zrezygnowanie, gdy już pogodziłam się z myślą, że go nie powstrzymam.
To wszystko przez tego bydlaka. Zniszczył mnie, Macieja i to, co nas łączyło. Nienawidziłam go w tym momencie bardziej, niż przez całe dwa lata.
– Kalina, otwórz natychmiast!
Wzdrygnęłam się słysząc krzyki Kuby. Cały czas dobijał się do drzwi, a ja krztusiłam się już swymi łzami. Chciałam zniknąć z tego popieprzonego świata. Każdy kolejny dzień zadawał mi ból, którego nie mogłam już znieść. Człowiek, który miał być dla mnie ojcem zgwałcił mnie, przez niego czułam się jak tania dziwka. Nie miałam nikogo. Maciek mnie nienawidził i na pewno brzydził się mnie, a jeszcze dwa lata temu byliśmy tacy szczęśliwi.
Osunęłam się z brzegu wanny i padłam na podłogę. Zimne kafelki, które miały przynieść mi choć chwilowe ukojenie, paliły mnie. Czułam, że moje dłonie topią się pod ich żarem. Z coraz większym trudem łapałam oddech, a świat zaczynał wirować. Upadłam najniżej, jak się tylko da. Wewnętrzny ból rozsadzał mnie od środka, a ucisk w klatce piersiowej był coraz mniej znośny. W tej chwili chciałam umrzeć.
Ignorując krzyki i walenie do drzwi Kuby, zerwałam się z miejsca i zaczęłam przeczesywać szafki tuż nad pralką w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby przynieść mi ukojenie.
Scyzoryk.
Z powrotem upadłam na podłogę i nie zwlekając ani chwili przybliżyłam niewielki nożyk do nadgarstka. Przez chwilę się zawahałam, mając przed oczami brązowe tęczówki, które znaczyły dla mnie wszystko. Skrzywdziłam go. Chłodny metal powoli zatapiał się w mojej skórze. Skrzywdziłam go. Czułam ból a jednocześnie swego rodzaju ulgę. Skrzywdziłam go. Pierwsze krople krwi pojawiły się na nadgarstku, ale ja nie przestawałam i wbijałam scyzoryk coraz głębiej. Skrzywdziłam go!
– Oszalałaś! Zostaw to, Kalina!
Kuba wyrwał mi z ręki nożyk i odrzucił go zbyt mocno, aż wpadł pod szafkę.
– Co ty chciałaś zrobić?! – potrząsnął mną za ramiona, próbując złapać kontakt wzrokowy, ale ja skutecznie go unikałam. Patrzyłam w jedno miejsce. Drzwi były otwarte na oścież, a tuż obok nich leżał jakiś przedmiot za pomocą którego, najprawdopodobniej, Kot zdołał otworzyć drzwi. W samym wejściu stał Maciek, usta miał zaciśnięte w wąską linię i patrzył na mnie wzrokiem… pogardy. Nienawiść z jego strony biła z niebywałą siłą, a sposób w jaki na mnie patrzył, sprawiał, że topiłam się pod jego wzrokiem. Rozpadałam się wewnętrznie i jedyne o czym teraz marzyłam to zatopienie się w jego umięśnionych ramionach, gdzie czułam się najbezpieczniejsza na świecie. Chciałam odepchnąć od siebie Kubę i podbiec do młodszego Kota, ale tego nie zrobiłam. On także nic nie zrobił, obdarzył mnie wzrokiem pełnym pogardy i po prostu odszedł, a mi w tym momencie pękło serce.

– Obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego.
Westchnęłam i bezradnie skrzyżowałam ręce, nie mając już siły ani ochoty na kolejny wykład od Jakuba. Poprawiłam okulary przeciwsłoneczne i siląc się na jak najmilszy ton, podeszłam do mężczyzny.
– Trzy razy ci już obiecałam.
– Ale po tym, co było dziś rano nadal mam wrażenie, że to za mało.
Martwił się. Widziałam przejęcie w jego oczach i strach. Przez cały dzień nie odstępował mnie ani na krok. To dzięki niemu się uspokoiłam, a przynajmniej zewnętrznie, bo wewnątrz nadal byłam rozbita i zraniona. Rana nie była głęboka, a mimo to Kuba przez chwilę chciał mnie zabrać na pogotowie. Na szczęście zdołałam wybić mu to z głowy i zrozumiał, że to tylko powierzchniowe zranienie.
Maciej nie wrócił do tej pory. Zabrał swój samochód, a telefon miał wyłączony, więc jakikolwiek kontakt z nim był niemożliwy. Martwiłam się o niego, ale on mnie przecież nienawidził, dlatego właśnie postanowiłam odpuścić.
Między nami nie zdoła wykiełkować już nic zdrowego, nasza relacja się nie oczyści. Nawet gdyby jakimś cudem mi wybaczył, że go zostawiłam na dwa lata, to do końca życia by się mną brzydził. Nie chciałam, by cierpiał jeszcze bardziej, jego szczęście jest dla mnie priorytetem, dlatego zniknę z jego życia. Mam nadzieję, że znajdzie kiedyś kobietę która go uszczęśliwi i nie skrzywdzi, tak jak zrobiłam to ja.
Kolejną porażką dnia dzisiejszego było również to, że Kuba dowiedział się o moim samookaleczaniu się. Zauważył stare blizny na nadgarstku, które były wynikiem moich napadów autoagresji i rozgoryczenia, gdy mieszkałam w Anglii. Nie przyjął tego dobrze i w pierwszej chwili chciał od razu zabrać mnie do specjalisty, ale kategorycznie odmówiłam. Tym bardziej, że dzisiaj miał spotkanie ważne spotkanie z PZN, związane z jego karierą trenerską. Nie mogłam przecież doprowadzić do tego, że przeze mnie straciłby swoja szansę.
– Jakby cokolwiek się działo, dzwoń natychmiast.
– Będę. I dziękuję za wszystko, Kubuś.
– Kala, jak tylko załatwię sprawę w Krakowie to wrócimy do tematu terapii i nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu.


Droga do domu zajęła mi wyjątkowo mało czasu. Byłam zmotywowana, aby w końcu szczerze porozmawiać z mamą i pozbyć się wszystkich żalów i pretensji, jakie nagromadziły się przez dwa lata. Wkroczyłam pewnie do środka i w samym progu natknęłam się na dwie walizki.
– Córcia, dobrze, że jesteś! – krzyknęła mama i ucałowała mnie w policzek na powitanie. Stałam w miejscu, jak sparaliżowana. Co tu się znowu wyprawia?
– Mamo, chciałam z tobą poważnie porozmawiać – wchodzę niepewnie do salonu obserwując jak rodzicielka pakuje do niedużej torby jakieś leki. – Ale widzę, że gdzieś się wybierasz.
– Jedziemy z Tadkiem do Sztokholmu, do sanatorium.
Że co?!
– Ale… ale jak to?! – chciałam być spokojna, ale nie potrafiłam opanować emocji. Ten skurwiel zabiera mi matkę! – Mamo!
– Kalina, nie teraz. – wygładziła swoją pudrową sukienkę i uśmiechnęła się do mnie delikatnie, przeglądając dokumenty w portfelu. – Mam samolot o szesnastej, muszę uciekać.
– Kiedy wrócisz? Co z twoją pracą?
Nie mogłam uwierzyć, że wyjeżdża razem z... Przecież to jest chore! Jak ona może po raz kolejny wybierać jego zamiast rodzonej córki?!
Podniosła na mnie swój wzrok i wystarczyło to jedno spojrzenie, a już wiedziałam, że poświęciła wszystko dla Tadeusza. Kocha go. Jest tak bardzo zakochana, tak bardzo zaślepiona, a ja nie mogę nic zrobić.
– Zwolniłam się, najważniejsze jest teraz zdrowie Tadeusza. Wrócimy, jak tylko poczuje się lepiej.
Kolejna rysa na sercu.
Kolejna osoba mnie zostawia.
– Mamo, bo ja chciałam porozmawiać z tobą właśnie o nim. O tym, co stało się…
– Nie! – krzyknęła i spojrzała na mnie ze złością w oczach. – Jeśli kolejny raz masz zamiar oczerniać Tadka, to ja nie chcę tego słuchać!
– Ale to wszystko to jest prawda, mamo!
– Jak możesz robić to człowiekowi, który tyle ci pomógł?! Opiekował się tobą, wspierał i kochał jak własną córkę! Nie będę słuchać tych bzdur! Zajmij się domem pod moją nieobecność, a jeśli znowu chcesz uciec, zostaw klucze u Kotów.
– Gdyby tata żył…
– Nawet nie próbuj mieszać do tego wszystkiego twojego ojca! Wstydziłby się, gdyby słyszał jak nas traktujesz!  
Wyminęła mnie szybko i chwytając za rączki dwie czerwone walizki, trzasnęła drzwiami i opuściła dom. Pojedyńcza łza spłynęła mi po policzku.
– Nie zostawiaj mnie, mamo... – szepnęłam do głuchych ścian.



1 stycznia 2019

Rozdział czwarty



Nigdy nie widziałam Macieja w takim stanie, dlatego odcinek pomiędzy naszymi domami pokonałam wyjątkowo szybko, mimo że było to dość utrudnione przez lejący cały czas deszcz. Cała przemoczona i zziębnięta wbiegłam na posesje i w tej właśnie chwili podjechał Kuba. Dzwoniłam do niego, żeby jak najszybciej zjawił się u mnie w domu, bo doskonale wiedziałam, że sama sobie mogę nie poradzić.
– Jestem dopiero teraz, bo musiałem odwieźć jeszcze mamę. – powiedział biegnąc do domu tuż za mną. – Przestraszyłaś mnie przez telefon!
Nie odpowiedziałam nic, a po prostu weszłam do środka, coraz bardziej obawiając się, jaki widok zastanę w środku. Otworzyłam raptownie drzwi i zamarłam.
Tadeusz leżał na kanapie, a z łuku brwiowego i nosa ciekła mu krew. Całą koszulę miał od niej brudną i wyglądał na przerażonego. Tuż nad nim krążył wściekły Maciej, który patrzył na niego wzrokiem pełnym wrogości. Na podłodze leżały kawałki potłuczonego szkła, a obrzydliwie drogi dywan był poplamiony kawą.
Gdy tylko Tadeusz na mnie spojrzał, dostrzegłam w jego oczach… groźbę. Wtedy do mnie dotarło, że z dniem dzisiejszym nastąpi koniec kariery Maćka. Mój ojczym nie cofnie się przed niczym, by się zemścić.
– Kurwa. – Kuba stał tuż za mną i widząc cały ten syf złapał się za głowę. – Maciek, co tu się stało?!
— Dotknij mnie jeszcze raz, a wezwę policje. – Tadeusz próbował się podnieść z kanapy, ale gdy tylko zauważył to Maciej, kolejny raz wybuchnął. Popchnął go, a ten upadł na podłogę.
– Ty sukinsynie! – Maciej zaczął okładać pięściami Tadeusza, a ja stałam jak zahipnotyzowana. Z letargu wyrwał mnie dopiero Kuba, który natychmiast rzucił się w stronę brata, próbując odciągnąć go od mojego ojczyma.
– Maciek, co ty odpierdalasz?! – krzyknął Kuba, gdy w końcu po kilkunastu sekundach siłowania, udało się mu odciągnąć go od Tadeusza, który krwawił jeszcze bardziej.
– Puść mnie! – Kot nie dawał za wygraną i próbował wyrwać się Kubie. – Zabiję go!
– Pożałujecie tego. Wszyscy. – Tadeusz szepnął w moją stronę, po czym wybiegł z domu.
Nagle wszystko potoczyło się tak szybko, że ledwo co potrafiłam odróżnić, który z braci jest którym. Maciek wypadł z impetem z domu, chcąc go dogonić. Dudniło mi w uszach, a całe pomieszczenie wirowało, potęgując rosnącą w moim gardle gulę. Mój spłoszony i zdezorientowany wzrok zdołał jedynie zarejestrować żywą gestykulację Kuby, słyszałam Macieja rzucającego niecenzuralne słowa, a potem szarpanie się obu braci. Potem zapadła ciemność i głucha cisza, i cały świat zwalił mi się na głowę.

– Lepiej ci?
Nie, nie jest lepiej. Przez wyjawienie prawdy zniszczę wam życie, kariery, a w mediach rozpęta się istne piekło. Zrujnuje wszystko, co budowaliście przez tyle lat.
– Tak, jest już okej. Zemdlałam?
Kuba podał mi szklankę wody i pokiwał niemrawo głową. Ponownie zaczęło mi wirować w głowie, gdy dostrzegłam fioletowe zasinienie pod jego okiem.
– Co to jest? – natychmiast podniosłam się do pozycji stojącej i lustrowałam oniemiała twarz przyjaciela.
– Nic takiego. – wzruszył ramionami i odwrócił się do mnie tyłem.
– To sprawka Macieja?
Nie mówił nic, tylko patrzył w martwy punkt na ścianie. Taka odpowiedź mi wystarczyła.

Przez moje całe ciało przeszedł dreszcz spowodowany zimnem panującym na zewnątrz, jednak starałam się tym nie przejmować i po prostu znaleźć Maćka. Nie odpowiadał na moje nawoływania, ale nie poddawałam się. Postanowiłam pójść w miejsce znane nam obojgu.
Gdy znalazłam się już prawie na wzgórzu, zauważyłam go siedzącego pod drzewem. Wiedziałam, że tu będzie. Podbiegłam do niego i dopiero gdy korona drzewa nieco osłoniła mnie przed ulewą, zauważyłam, że dłoń Maćka jest cała we krwi. Miał porozcinaną skórę na knykciach, z których krew kapała prosto na jego szarą koszulkę, a ta była coraz bardziej umazana.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – podniósł się do pozycji stojącej, a w jego oczach malowała się trudna do opisania ilość bólu. – Kalina, dlaczego?!
Krzyknął i raptownie uderzył pięścią w drzewo. Z jego gardła wydobył się stłumiony krzyk, a w oczach płonęły iskierki złości, żalu i… łez?
– Jak mogłeś uderzyć brata? – syknęłam z żalem, nadal nie pojmując zachowania Macieja.
– Gdyby mnie nie powstrzymywał, dorwałbym tego gnoja.
Roześmiałam się, a z oczu ponownie zaczęły płynąć mi łzy. Sytuacja robiła się tak absurdalna, że powoli traciłam siłę na jakąkolwiek dyskusje.
– No i co byś zrobił?! – wrzasnęłam zaskakując oboje z nas. – Odpowiedz mi! Zabiłbyś brata swojej mamy?!
– Posłuchaj, mam gdzieś, że jest moim wujem. Skrzywdził cię i należy mu się kara, a ja…
– Ty naprawdę nic nie rozumiesz. – zacisnęłam mocno oczy, próbując wymazać z pamięci wyraz twarzy Tadeusza, gdy obiecał mi zemstę. – Zapomniałeś jakie on ma stanowisko?
– A co to ma do tego? Mógłby być nawet prezydentem kraju, a i tak za to, co zrobił musi ponieść karę!
– Twój wujek, jako członek zarządu w Polskim Związku Narciarskim mógłby zagrozić twojej karierze, przecież wiesz – odpowiedziałam łkając po raz kolejny. – A gdyby nie jego pieniądze…
– W dupie mam jego pieniądze! – krzyknął, przeczesując swoje mokre od deszczu włosy. – To, co ci zrobił… on musi ponieść karę!
– Maciek, doskonale wiesz, że gdyby nie on, jego pomoc, kontakty i pieniądze, twoja kariera mogłaby wyglądać całkiem inaczej! Nie pamiętasz, jak finansował wam pierwsze treningi i kupował sprzęt?! Nie pamiętasz, jak bardzo pomagał waszej rodzinie finansowo?!  
– Ale dlaczego o tym teraz mówisz?
Skoczek patrzył na mnie pytającym wzrokiem. Naprawdę nic nie rozumiał i nie docierało do niego, że silna pozycja Tadeusza w połączeniu z pieniędzmi, może zniszczyć ich rodzinę.
– Dwa lata temu… Zaraz po… po wszystkim Tadeusz kazał mi siedzieć cicho – szepnęłam. – Wiedział, że nikt mi nie uwierzy, ale aby ostatecznie wybić mi z głowy donoszenie na niego, zagroził, że twoja kariera może się równie szybko skończyć, co się zaczęła.
– Co za sukinsyn.
– Nawet teraz, gdy uciekał przed tobą zanim zemdlałam… powiedział, że… że pożałuję… pożałujemy tego.

Dochodząc do domu dostrzegliśmy siedzącego na progu Kubę. Na pierwszy rzut oka było widać, że buzuje w nim złość i dezorientacja.
– Może mi w końcu wytłumaczycie, co tu się odpierdoliło?
– Teraz mamy ważniejsze rzeczy do zrobienia. – odpowiada opanowanym głosem Maciej. – Jedziemy na policję.
Momentalnie zamarłam słysząc jego słowa.
– Nigdzie nie jadę.
– Zamknij się, Kalina. Już postanowione, jedziemy.
Byłam zszokowana agresywną postawą Macieja. Patrzył na mnie prawie takim samym wzrokiem, jak na… Tadeusza. Bojąc się zaprotestować kolejny raz, błagalnym wzrokiem proszę o pomoc Kubę.
– Maniek, ciebie chyba do końca powaliło. Najpierw obiłeś Tadeuszowi mordę, a teraz sam chcesz jechać na policję. Wiesz co będzie, gdy tylko media wywęszą skandal? Może najpierw sam pójdziesz dogadać się z wujem?
– Co najwyżej mogę dać mu jeszcze raz w pysk! Na pewno nie będę z nim rozmawiać!
– Maciek – podchodzę do niego i próbuję uspokoić. Widzę, że dużo nie brakuje, aby znowu wpadł w szał. – Oprócz moich zeznań nie ma innych dowodów. Nic mu nie zrobią, rozumiesz?
– To chcesz tak to zostawić?! Nie chcesz, żeby odpowiedział za to, co zrobił?!
– Czy ktoś mi w końcu powie, dlaczego…
– Zgwałcił ją.
Oddychaj, Kalina. Odychaj…
Powoli zbierało mi się na wymioty, słysząc z jaką łatwością i obrzydzeniem w głosie to wypowiedział. Nie dał mi nawet szansy, abym na spokojnie wytłumaczyła całe to zamieszanie Kubie.
Wdech i wydech. Wdech i wydech…
Maciej doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wyjawienie prawdy kolejne osobie nie przyjdzie mi łatwo, ale robiąc to w taki bezduszny sposób, tylko wszystko pogorszył.
– Maniek, o czym ty mówisz? – Kuba przeskakiwał wzorkiem pomiędzy naszą dwójką, czekając na jakieś dłuższe wyjaśnienia, ale ja nie mogłam wydusić z siebie nawet słowa.
Zgwałcił ją.
Tak łatwo przeszło mu to przez gardło. Bez zająknięcia czy zawahania. Żadnej subtelności czy ostrożności w doborze słów. Żadnego wsparcia…


– Kalina będzie tu dziś nocować.
Od razu po przekroczeniu progu rodzinnego Kotów, Kuba poinformował rodziców o swoich planach. Zdziwił mnie tym, ale nie miałam siły protestować. Nie wyobrażałam sobie, żebym po tym wszystkim co się stało, od razu miałabym wrócić do swojego domu.
– Dobrze, nie ma problemu. – rodzicielka Kotów uśmiechnęła się delikatnie w naszą stronę i gestem ręki zaprosiła do salonu na kanapę. Mimo że wyglądała na spokojną, dobrze wiedziałam, że pod tą maską czai się niemałe zdziwienie. – Biegaliście po deszczu?! Jesteście cali przemoczeni! O Boże… Kubuś… pobiłeś się z kim?!
Pan Rafał również nie krył zdziwienia i podniósł się od razu z kanapy w celu obejrzenia niewielkiej rany syna, jednak ten przewrócił tylko oczami i zapewniając, że zaraz sam sobie to opatrzy, wszedł razem ze mną w głąb salonu. 
– Jakiś typek zaczepił nas na stacji i musiałem interweniować.
Kłamstwo.
Najbardziej zmartwił mnie wzrok, jakim mnie obdarzyli. Tylko ślepy nie dostrzegłby tego ukradkowego uśmiechu, jaki przemknął przez ich twarze. Oczywiście chciałam natychmiast zaprotestować, gdy Kuba oznajmił , że zostaję na noc. Zdecydowanie wystarczyłaby mi godzina na uspokojenie nerwów, ale miny Rafała i Małgorzaty wpędziły mnie w pewien rodzaj zażenowania i zmieszania. Czułam na policzkach rumieńce i mimo iż jeszcze przed chwilą cała trzęsłam się z zimna, teraz zaczynało mi być coraz bardziej duszno. Bynajmniej, nie z powodu temperatury panującej w domu.
– A gdzie Maciek?
– Jestem już. Jakaś wycieczka dzieciaków mnie zaczepiła i trochę nam zeszło na robieniu zdjęć.
Kolejne kłamstwo.
Oboje z Kubą odwracamy się w stronę młodszego z Kotów z niemałym przerażaniem. Na szczęście Maciek przebrał zakrwawioną koszulkę na sportową bluzę, a poranioną rękę ukrył w jej kieszeni.
Co za kabaret. Z mojego powodu okłamywali sowich rodziców. I to  jeszcze w tak ważnym temacie. Nie mogłam sobie wyobrazić reakcji Małgorzaty, gdyby dowiedziała się, że jej brat jest gwałcicielem.   
Dziwne miny Rafała i Małgorzaty tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że zgodzenie się na przyjazd tutaj, było błędem. Klęłam na siebie w głowie, bo kolejny raz niepotrzebnie mieszałam w ich życiu. Przecież oni myśleli, że my znowu… że ja i Maciek… Cholera! Wpakowałam się! Gdyby tylko wiedzieli...
Kątem oka obserwowałam bruneta i w pewien sposób podziwiałam z jaką łatwością potrafił omamić swoich rodziców. Jeszcze kilkadziesiąt minut temu szalała w nim agresja, złość i żal, a teraz? Prezentuje się wspaniale, szczególnie w mokrych i rozrzuconych na wszystkie strony włosach, mokrych ciuchach, a także z emanującym spokojem. Spokojem, który jest fałszywy. Uświadomiłam to sobie widząc jego uśmiech, który na pewno nie należy do tych maćkowych, zapamiętanych przeze mnie z niebywałą dokładnością. I to właśnie ten uśmiech widziałam w telewizji, gdy tylko oglądałam jego konkursy. Za każdym razem formował usta w krzywą linię i wpatrywał się pustym wzrokiem w kamerę. Jak mogłam dopiero teraz zauważyć, jak bardzo nieszczęśliwym był człowiekiem? Skoki wcale go nie cieszyły, nie radowały go miejsca w drugiej czy trzeciej dziesiątce, mimo że wszyscy dookoła powtarzali, że jeszcze przyjdzie jego czas i lepsze rezultaty. Natychmiastowo przypomniałam sobie słowa pana Rafała – zaniedbywał treningi.
Nie mogłam pozbyć się żalu do siebie, że dopiero teraz zdołałam zauważyć, jak bardzo wyniszczony był Maciej. Mój Maciek, który zawsze był tym mądrzejszym, silniejszym, który zawsze wskazywał mi drogę. Mimo że tyle dla mnie zrobił, zostawiłam go tutaj, łudząc się, że sobie poradzi. Nie poradził. Poczułam jak oczy zaczynają mnie piec, gdy wolnym krokiem podążałam za Kubą na piętro. Przeze mnie przestało mu iść w skokach, przeze mnie stracił chęci i motywację do treningów, przeze mnie jest zraniony!
– Przygotuję ci świeżą pościel u mnie w pokoju. – Maciej nawet na mnie nie patrzył. Unikał mojego wzroku za wszelką cenę.
Postanowiłam poczekać w pokoju Kuby. I przede wszystkim spróbować jeszcze raz wyjaśnić mu wszystko na spokojnie.
Stał oparty o parapet z założonymi na piersi rękoma i wpatrywał się we mnie świdrującym wzrokiem. Chciał wyjaśnień. To wszystko było tak popieprzone i gdyby na miejscu Kuby był ktoś inny, już dawno zamordowałby naszą dwójkę. Całe zajście, które miało miejsce u mnie w domu, mnie samą przyprawiało o ból głowy, a co dopiero Kota, który miał niezbyt jasne rozeznanie w sytuacji.
Zamknęłam za sobą drzwi i gdy dopiero stanęłam przed starszym Kotem poczułam jak pocą mi się ręce. Serce zaczynało bić coraz szybciej, a dziwna fala gorąca uderzyła mnie prosto w twarz. Denerwowałam się jak cholera, bo po raz kolejny dzisiejszego dnia muszę przejść przez to wszystko.
– Kubuś… – czułam, że cała drżę. Było mi na przemian zimno i gorąco. Tak bardzo chciałam mieć to już za sobą.
– Jak on mógł… jak on mógł cię skrzywdzić? – poczułam, jak cała się kurczę pod badawczym spojrzeniem Jakuba. – Kala, ja nic nie rozumiem. Dlaczego?
– Był pijany. Zresztą, ja też, przez to nie mogłam się obronić.  
Cisza. Żadnej reakcji.
Podniosłam ostrożnie wzrok, odgarniając mokre kosmyki włosów opadające mi na oczy. Nerwowo zaczęłam przygryzać dolną wargę, a gdy tylko poczułam w ustach metaliczny smak krwi, pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. To wszystko było takie trudne.
– Po wszystkim kazał mi siedzieć cicho. Groził mi, że zniszczy Maćkowi karierę… Sam rozumiesz, że nie mogłam narażać waszej rodziny i po prostu wyjechałam.
Nie byłam pewna czy dosłyszał mój szept. Stał jak wryty, gapiąc się na mnie z rozwartymi szeroko ustami. Dopiero gdy zaczął przechadzać się po pokoju, a właściwie to prawie truchtać, zrozumiałam, że już po wszystkim. Dwie najbliższe mi osoby, które skrzywdziłam, wiedzą. Nie muszę się już kryć, znają całą prawdę.
– Jutro pojedziemy na policję. – wyjątkowo spokojny ton Kuby był dla mnie jednocześnie zdziwieniem i zmartwieniem. Nie patrzył na mnie, a cały czas chodził wzdłuż swojego niewielkiego pokoju. Przecierał twarz dłońmi, kręcił przecząco głową, jakby nie chciał uwierzyć w to wszystko, czego się dowiedział.
– Nigdzie nie pojadę. – głos zadrżał mi niemiłosiernie, a z oczu puściła się ulewa łez, których nie zdołałam dłużej powstrzymywać. – Nie mogę.
– Koniec tego tematu na dziś. – do pokoju wszedł niespodziewanie Maciej i beznamiętnym wzrokiem zmierzył Kubę. Nie darząc mnie nawet sekundowym spojrzeniem usiadł na łóżku i wpatrywał się w martwy punkt na dywanie. – Pokój gotowy. Możesz iść. 




***
życzę wszystkim czytającym szczęśliwego Nowego Roku!  


9 grudnia 2018

Rozdział trzeci



– Jak długo jeszcze zamierzasz nas unikać?
Pytanie to było pierwszym, co usłyszałam po powrocie ze spotkania z Kotami. Nie zdążyłam nawet zdjąć butów, a mama razem z Tadeuszem czekali na wyjaśnienia, siedząc na naszej salonowej kanapie.
– Dzień dobry, Kalinka.
Nie szło nie zauważyć, że Tadeusz był nie w formie. Schudł wyjątkowo dużo, a jego dotąd okrągłą twarz okalało jakby coraz więcej siwych włosów. Zmarszczki uwydatniły się, w wyniku czego wyglądał o przynajmniej siedem lat starzej. Nie takiego go zapamiętałam. Gdy tylko na jego twarzy pojawił się uśmiech, który jak się domyślałam, miał mnie zachęcić do przywitania się z ojczymem, natychmiast oblał mnie zimny pot.
Jak to się stało, że ze szczęśliwej rodziny przeistoczyliśmy się w tę karykaturę? Nigdy bym nie pomyślała, że na widok mojego rodzinnego domu i osób, które niegdyś były mi najbliższe, będzie robić mi się niedobrze. Bałam się tu przebywać, każda noc była dla koszmarem. Ba, nie rozpakowałam nawet swojej walizki, co utwierdzało mnie w przekonaniu, że chcę stąd wyjechać. Uciec. A może nie chodziło o ten kraj, o moje kochane Zakopane? Być może wystarczyłoby odciąć się tylko od tego domu i tych ludzi?
– Może usiądziesz obok nas i porozmawiamy? – z rozmyślań wyrwał mnie głos matki. Jak zwykle wyglądała nieskazitelnie. Idealnie ułożone blond włosy, idealnie uprasowana letnia sukienka, idealny prawie niewidoczny makijaż, i ja, nieidealna córka, która nie pasuje do tego miejsca. Kto by pomyślał, że moja matka jest zwykłą przedszkolanką. Jej strój, zachowanie i wygląd sugeruje, jakby była typową korpo-panią. Czasami, nawet w domu, wysławia się w sposób godny pierwszej damy. Mama dzięki swojemu wizerunkowi idealnie pasuje do Tadeusza, biznesmena, który ubiera się drogich sklepach, a jego krawat kosztuje więcej niż moje dwie pary butów razem wzięte. Może i prezentują się dobrze, ale pod warstwą tych idealnych ubrań, kryją się bezduszni ludzie.
– A więc rozmawiajmy – usiadłam na fotelu, aby mimo wszystko zachować pewną strefę bezpieczeństwa. – Wiem, że Tadeusz jest chory, dlatego postaram się spędzać z wami więcej czasu, żebyśmy mogli nadrobić, choć w małym stopniu stracony czas.
– Córeczko, właśnie o tym cały czas mówiłam. – chwyciła Tadeusza za rękę i uśmiechnęła się tak, jak zawsze się uśmiecha. Wszystkie jej gesty były sztuczne, wyuczone na pamięć, i nie przekonywały mnie nawet w najmniejszym stopniu. – Zapomnijmy o nieporozumieniach i stwórzmy prawdziwą rodzinę. Przecież się kochamy.
Roześmiałam się w duchu na te słowa, ale nie dałam po sobie poznać, jak bardzo wyprowadziły mnie z równowagi jej słowa.
– Dobrze. Tylko nie oczekujcie, że od razu wszystko wróci do normy. Nie było mnie długo, więc dajcie mi trochę czasu.
­Słowa wypływały z moich ust bez większych problemów, co było dla mnie moim małym zwycięstwem, zważywszy na to, że siedziałam tutaj z nimi. Delikatnie się uśmiechałam, a pusty wzrok miałam wlepiony prosto w moją mamę. Dopiero teraz spełniałam jej oczekiwania. Nie kłóciłam się, przystawałam na wszystko, co zaproponowała i byłam po prostu spokojna. A przynajmniej na taką wyglądałam. Chyba dobrze udawałam, gdyż kątem oka zauważyłam, jak Tadeusz delikatnie odetchnął, gdy zadeklarowałam, że stanę się z powrotem Kaliną sprzed wyjazdu.
Oboje byli głupi, że tak szybko w to uwierzyli. Jednak mi było to bardzo na rękę, bo dzięki temu będę mieć chwilę spokoju. Skończą się uporczywe pytania, narzekania matki, a ja w spokoju będę mogła przemyśleć i opracować plan, jak ostatecznie zmierzyć się z przeszłością, tak aby jak najmniej ilość osób ucierpiała.
Czułam podświadomie, że już niedługo to nastąpi, dlatego tak ważne było wcześniejsze przygotowanie. Najpierw porozmawiam z Kubą, powiem mu prawdę. Albo nie. Ominę jeden szczegół, który mógłby przysporzyć problemów całej rodzinie Kotów. Wtedy to będzie kłamstwo, Kalino.
Po zadziwiająco krótkiej rozmowie, udałam się prosto do swojego pokoju, aby w końcu zaczerpnąć nieco spokoju. Dzisiejszy dzień był emocjonujący, aż nadto. Rozmowa Maćkiem jeszcze bardziej mnie przybiła, czułam, że jest coraz gorzej, a ja staje się wrakiem człowieka. Skąd więc znalazłam siły na dyskusję z matką i Tadeuszem? Prychnęłam ironicznie. W ciągu całej rozmowy spojrzałam na Tadeusza tylko raz, nie mogłam zmusić się do tego kolejny raz. Nie mogłam znieść kontaktu wzrokowego, a co dopiero byłoby, gdybym miała rozmawiać tylko z nim.
Położyłam się na łóżku i kolejny raz zaczęłam rozmyślać o dzisiejszym dniu. Cały czas miałam przed oczami wzrok Maćka. Biła od niego tak silna niechęć, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczyłam z jego strony. Ta surowość w oczach i ból, dobijała mnie. Nienawidził mnie i miał do tego pełne prawo. Jednak jak cholernie bolała świadomość, że wszystko, co było między nami już nigdy nie wróci.
Odkąd wyjechałam, dzień po dniu ta myśl coraz bardziej do mnie docierała, jednak dopiero dzisiaj dostałam potwierdzenie tego koszmaru. Nawet, jeśli powiedziałabym prawdę, to i tak bym nie zmieniła już przeszłości. Za dużo się stało i mam doskonałą świadomość, że Maciej mi nie wybaczy. Ufał mi, a ja go zawiodłam. Mimo że stare czasy już nie powrócą, chcę chociaż w pewnej części wynagrodzić mu to, co zrobiłam źle. Postaram się mu wytłumaczyć, co się wydarzyło, powiem im obu. Zasługują na to. Może nie będzie to cała prawda, ale to będzie musiało im wystarczyć.


Dzisiejszego dnia w Zakopanem panował wyjątkowo podły nastrój, a głównym czynnikiem powodującym ów humor, była pogoda, która zdecydowanie nie rozpieszczała. Już z samego rana słońce schowało się za kłębami szarych chmur i za nic nie chciało ponownie się pokazać. Letnia burza, która miała miejsce z samego rana przyniosła za sobą ulewę, która nie odpuszczała aż do teraz, mimo że była już pora wieczorna. Parne i upalne powietrze ustąpiło na rzecz chłodnego wiatru i zdecydowanie za niskiej temperatury, jak na środek lata. Niesprzyjająca pogoda zmusiła większość ludzi do pozostania w domach, a Zakopane, które na co dzień tętniło życiem, przepędziło dziś ze swych ulic zarówno turystów, jak i białego misia, który stanowi atrakcję na Krupówkach.
Cóż za zrządzenie losu, że w dzień, gdy zdecydowałam porozmawiać z Maćkiem i Kubą, pogoda dokładnie opisywała mój psychiczny stan oraz sytuację, w jakiej się znajduję. Od dwóch godzin nie mogę się na niczym skupić, a przez wewnętrzne rozdrażnienie i stres, stłukłam już dwa kubki. Moje zachowanie jest irracjonalne, przecież jestem dorosłą kobietą i powinnam umieć zapanować nad własnymi nerwami, ale nawet ta czynność mnie przerasta.
Mimo przeciwdeszczowej kurtki, którą miałam na sobie poczułam lekkie dreszcze. Nie do końca wiedziałam, czy były one spowodowane pogodą czy miejscem, w którym się właśnie znalazłam. Zdjęłam kaptur i ruszyłam niepewnie przed siebie.
Tak naprawdę nie miałam pojęcia, czego mogę się spodziewać. Przez dwa lata nie musiałam nikomu tłumaczyć, nikogo nie interesowała moja przeszłość. W Wielkiej Brytanii byłam kimś całkowicie innym, udawałam przez całe dwa lata. Nie chciałam, aby ktokolwiek się do mnie zbliżył, więc nawet prywatne kontakty z ludźmi z pracy, starałam się ograniczać do minimum. W sumie to bardzo często mi się udawało. Było kilkanaście sytuacji, gdy tuż po skończonej pracy ludzie na siłę próbowali wyciągnąć mnie na drinka, ale ja twardo za każdym razem odmawiałam, aż w końcu przestali mi to proponować. Wszystkie moje dni spędzone na wyspie wyglądały tak samo – praca, powrót do mieszkania, gdzie wynajmowałam niewielki pokój, ewentualne zakupy spożywcze, sen. Przez cały ten czas żyłam jak robot, ale wtedy chyba mi się to podobało. Dopiero jak wróciłam uświadomiłam sobie, jak bardzo tęskniłam za Zakopanem i za rodziną Kotów, która znaczyła dla mnie więcej niż moja biologiczna. Uzmysłowiłam sobie również, jak bardzo nie cierpiałam pracy w hotelu. Codziennie przez dwa lata zameldowywałam i wymeldowywałam gości z trzygwiazdkowego hotelu, do którego przyjęli mnie dwa tygodnie po przyjeździe do Anglii. Stanowisko recepcjonistki zdecydowanie nie było tym, co chciałam robić, ale skoro po pierwszym roku rzuciłam studia lingwistyczne, musiałam brać jakąkolwiek pracę, aby mieć za co żyć. Moje marzenia o byciu tłumaczem przysięgłym legły w gruzach, a ja musiałam się z tym pogodzić.
Przestępowałam z nogi na nogę, czekając aż ktoś otworzy mi drzwi. Miałam wrażenie, że stoję tu już całą wieczność. Starałam się uspokoić oddech i nawet mi się to udawało, aż do momentu, gdy tuż na przeciwko mnie stanął pan Rafał i nie było już ucieczki.
– Kalinka, w końcu do nas przyszłaś – uśmiechnął się do mnie serdecznie i bez chwili wahania zaprosił do wnętrza domu. Gdy przekroczyłam niepewnie próg domu Kotów, czułam jak pewien rodzaj ciepła rozlewa się w całym moim ciele.
Miałam tyle wspaniałych wspomnień z tego domu. Mieliśmy… Spędziłam tutaj większość dzieciństwa, a pani Małgosia wraz z panem Rafałem traktowali mnie, jakbym była pełnoprawnym członkiem ich rodziny, mimo że nie łączyły nas więzy krwi.
Powiesiłam kurtkę na wieszaku, a zabrudzone trampki postawiłam w kącie niedaleko drzwi. Mimo że pod kurtką miałam lekką koszulkę na krótki rękaw, nie było mi zimno, a wręcz przeciwnie. Z sekundy na sekundę robiło mi się coraz cieplej, a dłonie stawały się coraz bardziej wilgotne ze zdenerwowania. Korzystając z zaproszenia pana Rafała, weszłam do przestronnego salonu i usiadłam na brązowej kanapie mieszczącej się dokładnie w centrum pokoju. Od mojego wyjazdu nic a nic się tutaj nie zmieniło. Dopiero, gdy pan Rafał usiadł na przeciwko mnie na fotelu w tym samym odcieniu, co kanapa, zauważyłam, jak bardzo posiwiał odkąd wyjechałam. Mimo serdecznego uśmiechu na jego twarzy, widziałam, że coś go trapiło.
– Domyślam się, że przyszłaś do chłopców, ale ich nie ma. Kuba pojechał z Małgosią do Krakowa, a Maciej jest na treningu.
– Tak, ale właściwie to może i nawet lepiej – odpowiedziałam nieśmiało, nie wiedząc czy aby na pewno dobrze postępuję. – Chciałabym pana przeprosić za… za to, że wyjechałam tak nagle i się nie odzywałam.
– A gdzie właściwie byłaś? Kuba wspominał mi, że za granicą, ale chciał nic więcej mówić.
– W Wielkiej Brytanii. Pracowałam tam, jako recepcjonistka, szczerze nie znosiłam tej pracy. – w ogóle nie przemyślałam tego, co mam mówić. Nie chciałam tego robić, bo wtedy zapewne zrezygnowałabym i nie powiedziałabym Rafałowi nic na temat przeszłości. – Mieszkałam w małym pokoju, pół godziny od centrum. Nie było mnie stać na coś większego, bo moja wypłata nie zachwycała.
– A właściwe co skłoniło cię do tego wyjazdu? Nie planowałaś tego wcześniej, prawda? 
W końcu padło pytanie, którego byłam pewna, iż padnie dzisiejszego dnia niejeden raz. W mojej głowie zapanowała pustka, ale mimo tego walczyłam i starałam się wysilić mózg w celu znalezienia jakiegokolwiek wytłumaczenia.
– Nie chcę rozmawiać o bezpośredniej przyczynie, ale musiałam wyjechać, żeby zmienić swoje życie i zacząć od nowa.
Zdziwiłam się, gdy pan Rafał nie drążył dłużej tego tematu, a po prostu zadowolił się moją nieprecyzyjną odpowiedzią.
– Maciek bardzo przeżył twój wyjazd. – słysząc te słowa moje całe ciało spięło się natychmiastowo, a puls niebezpiecznie przyspieszył. – Stał się jeszcze bardziej zamknięty w sobie i nawet zaprzestał regularnych treningów.
– Słucham?! Przestał trenować?!
– Całkowicie nie, ale zdecydowanie mniej czasu poświęca skokom niż kiedyś. W tym roku całkowicie zrezygnował z udziału w letnich zawodach. Nie wiedziałaś?
Nie mogłam uwierzyć, że Maciek zaniedbywał swoją pasję. Kochał skoki i od zawsze chciał być najlepszy w tej dyscyplinie. Mimo że miał gorsze i lepsze momenty, zawsze go wspierałam i nie pozwoliłam mu się poddać. Nawet gdy chciał porzucić skoki narciarskie, pomagałam mu się podnieść z kryzysu, dzięki czemu wracał silniejszy. Nie mogłam zrozumieć, jak mógł zaprzepaścić to wszystko, co zdołał osiągnąć.
– Nie miałam pojęcia. – poczułam się jakbym dostała w twarz. Przecież to wszystko moja wina. Maciek przeze mnie zaniedbywał treningi. Wyjechałam, aby nie zniszczyć mu kariery i nie zbezcześcić jego dobrego imienia, a to i tak się dzieje. – A co trener na to? Nie chciał wywalić go z drużyny?
– No cóż – pan Rafał wyprostował się na fotelu i spojrzał na mnie znacząco. – Nie mogli się dogadać, ale na szczęście Maciek w czas się ogarnął i trenuje teraz sam, aby wrócić do Pucharu Świata w następnym sezonie. Trener dał mu ostatnią szansę.
Chwilowo przepełniła mnie złość na Kubę, że ani razu nie wspomniał o problemach brata w mailach, które czasem wymienialiśmy. Ale z drugiej strony, co by to dało, gdybym wiedziała? Wróciłabym? Wątpliwe. Przecież starałam się śledzić konkursy i obserwować jak idzie Maćkowi i faktycznie, rzadko osiągał zadowalające wyniki. Jednak w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że ma konflikt z trenerem.
Nagle drzwi wejściowe się otworzyły, a w nich stanął Maciej. Wszedł pewnie do środka i dopiero, gdy mnie zauważył, cofnął się o krok. Zdjął swoją sportową kurtkę przeciwdeszczową i patrząc na mnie wzrokiem pełnym pogardy, zwrócił się do ojca.
– Co tu się dzieje?
Pan Rafał podniósł się z fotela, poklepał syna po ramieniu i po prostu wyszedł bez słowa, zabierając kluczyki od swojego samochodu. Atmosfera zgęstniała jeszcze bardziej, a ja nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu. Czułam, że stres mnie sparaliżował i nawet najmniejsze drgnięcie palcem było w tej chwili niemożliwe. Patrzył na mnie cały czas, a ja pragnęłam po prostu zniknąć.
– Chcesz porozmawiać? – zaskoczył mnie tym pytaniem. Byłam przekonana, że każe mi się po prostu wynosić z jego domu. On jednak był niesamowicie opanowany i spokojny, ale maćkowe brązowe tęczówki nadal emanowały chłodem i niechęcią.
Usiadł naprzeciwko mnie, dokładnie w tym samym miejscu, które przed kilkudziesięcioma sekundami zajmował jego ojciec. Patrzył na mnie wyzywająco, tłamsząc mnie coraz bardziej. Czułam, jak całe ciało i dłonie zaczynają mi drżeć z zimna i nawet tak prosta czynność, jak poprawienie moich blond kosmyków opadających na oczy, była w tej chwili niemałym wyzwaniem.
– Musiałam wyjechać, żeby cię ochronić. – wydusiłam w końcu z siebie, patrząc na swoje dłonie i bawiąc się skrawkiem cienkiej koszulki. – Wydarzyło się coś poważnego, przez co moglibyście mieć problemy, dlatego postanowiłam was uchronić.
– Nie, Kalina. – zaczął Maciej surowym tonem. – Ty po prostu uciekłaś.
– Niech będzie, uciekłam. – odpowiedziałam zrezygnowana. – Ale nie było dnia, żebym nie myślała o was, o tobie. Tęskniłam za wami wszystkimi, ale nie mogłam wrócić. Nie chciałam ryzykować.
– Ale o czym ty w ogóle mówisz? Przed czym chciałaś nas chronić? Kalina, do jasnej cholery, spójrz na mnie!
Maciek wyglądał na coraz bardziej poddenerwowanego, a ja nie wiedziałam, jak mam z nim rozmawiać. Tak szybko z opanowanego i spokojnego mężczyzny, zamienił się w kłębek nerwów. Bałam się wypowiadać kolejne zdania, gdyż nie miałam pojęcia, jakiej reakcji mogę się spodziewać. Gdy nasze oczy się spotkały, czułam, że już niewiele brakuje, żebym się rozpłakała. To przeze mnie taki jest. Ja mu to zrobiłam. 
– Co ja mam ci powiedzieć?! – poderwałam się z miejsca, nie spuszczając wzroku z młodszego z braci Kotów. – Nie chciałam tego robić, ale byłam zmuszona do wyjazdu! Żałuję, że tak wszystko się potoczyło, ale nie zdołam cofnąć czasu!
– Ktoś cię do tego zmusił?
Maciej nie ustępował. Mimo że stałam i górowałam nad nim, czułam, że to on ma nade mną przewagę. Nie tylko fizyczną, ale przede wszystkim psychiczną. Byłam zdecydowanie słabsza od niego i nie potrafiłam tego ukryć. Maciek zauważył, jak bardzo rozchwiana emocjonalnie jestem i nie przestawał drążyć tematu, gdyż doskonale wiedział, że w końcu pęknę. Znał mnie jak nikt inny, potrafił mną manipulować w pewien pokręcony sposób, a ja, będąc tego świadomą, i tak mu na to pozwalałam. Za dużo uczuć do niego żywiłam, aby móc się oprzeć tym brązowym tęczówkom, które przedzierały mnie i całą moją duszę na wskroś.
– Kalina, odpowiadaj mi!
– Zachowujesz się jak egoista! – wykrzyczałam, łapiąc się ostatniej deski ratunku, czyli odwracając uwagę ode mnie.
– Co ty pieprzysz – skoczek prychnął ironicznie i nerwowo przeczesał swoje kruczoczarne włosy dłonią. Robił tak zawsze, gdy się denerwował. Doskonale znałam ten gest. – Nawet nie próbuj tego robić.
Cholera.
– O co ci chodzi? – przełknęłam nerwowo ślinę na tyle głośno, że wydawało mi się, iż słychać było to w całym domu.
– Dlaczego wyjechałaś?
Maciek wstał i zbliżył się do mnie. Stał tak blisko, niebezpiecznie blisko. Poczułam zapach jego perfum, tak bardzo znajomy zapach. Karmiąc swoje nozdrza tą wonią, uświadomiłam sobie, że nadal używał tych samych perfum, który sprezentowałam mu na dwudzieste urodziny.
Kot zrobił kolejny krok w moją stronę, a ja nie mogłam się już cofnąć, gdyż za moimi plecami była kanapa. Czułam się jak w pułapce. Panikowałam coraz bardziej, a oddech miałam szybki i płytki, i za nic nie mogłam go uspokoić.
– Maciek, nie mogę… – siliłam się na spokojny i normalny ton, ale głos drżał mi zbyt mocno. 
– Powiedz mi, co się wtedy stało. Nie rań mnie kolejny raz.  
Chłód w maćkowych oczach, jakby zelżał i pierwszy raz od mojego przyjazdu zobaczyłam tego dawnego Macieja. Góra lodowa między nami zniknęła, staliśmy w salonie obnażeni ze swoich emocji i wszystkich słabości. Widziałam w jego oczach, jak bardzo bolało go to, co mu zrobiłam. Wtedy nie wytrzymałam, łzy poleciały po moich policzkach, a z gardła zaczął wydobywać się jęk rozżalenia.
– Tej nocy, po naszej imprezie... – zaczęłam krztusić się swoimi łzami, ale chciałam, jak najszybciej wyrzucić z siebie cały ból. – Tadeusz… to wszystko on…
– Tadeusz? Co ma z tym wspólnego, wujek?!
Schowałam twarz w dłoniach, a łapane każdego kolejnego oddechu była coraz trudniejsze. Wszystko zaczęło wracać, tamta noc, moje krzyki, bezsilność, ból…
– Kalina, kurwa! Czy on ci coś zrobił?!
Maciek chwycił mnie za dłonie i odciągnął je z mojej twarzy, aby móc na mnie spojrzeć. Jednak ja usilnie zacisnęłam oczy, bo było mi tak cholernie wstyd. Znienawidzi mnie.
– Dotykał mnie. – powiedziałam ledwo słyszalnie. Cała się trzęsłam, łzy nie przestawały lecieć, a ręce drżały, jakbym była chora na Parkinsona.
Poczułam, jak dotyk Macieja zelżał, aż w końcu całkowicie puścił moje dłonie. Podniosłam niepewnie wzrok i popatrzyłam na Kota ze strachem, niepewnością, a przede wszystkim ogromnym bólem. Odsunął się ode mnie na odległość kilku kroków i wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem. Jego oczy przybrały rozmiar pięciozłotówek, usta miał rozchylone, a oddech płytki i nierówny.
– Wszedł do mojego pokoju, czuć było, że jest pijany. Rzucił się na moje łóżko, a że ja też byłam pijana, nie miałam siły, by go odepchnąć. Zaczął mi mówić, że jestem piękną kobietą, że mój mąż będzie szczęściarzem i… – łkałam coraz głośniej. Wszystkie obrazy zaczęły wracać. Moje urodziny, impreza i najgorsza noc w moim życiu. – … zaczął ściągać mi spodnie, a że tamtej nocy wypiłam z Tobą sporo, nie mogłam go odepchnąć. Mama była na trzydniowej wycieczce, jako opiekunka dzieci, więc nawet moje krzyki nic nie dawały. Chciałam… naprawdę chciałam go powstrzymać, ale on po prostu porwał mi bieliznę i zdjął swoją piżamę, i…
– Czy na pewno nic ci się nie pomyliło? – przerwał mi, a mnie sparaliżowało. Z mojego gardła wydobył się stłumiony jęk.  
Nie wierzył mi.
Pokiwałam przecząco głową, gdyż nie miałam już siły na jakikolwiek odzew. Wiedziałam, że będzie to trudne do przyjęcia, ale nie sądziłam, że Maciek od razu zaszufladkuje mnie w kategorii “kłamca”, tak samo jak moja własna matka.
– Zabiję gnoja. – wycedził przez zaciśnięte zęby i wybiegł po prostu z domu.



***
wiem, że mam „mały'' poślizg, ale trochę się u mnie działo ostatnio i po prostu nie miałam kiedy ogarnąć blogowego świata. Przełomowy rozdział, bo w końcu wyszło na jaw, co się stało. Jak wrażenia? Może niektórym będzie się wydawać, że zbyt szybko rozwiązałam tę zagadkę, ale tak własnie miało być. Ta historia nie będzie długa i od początku nie miałam zamiaru przeciągać w nieskończoność powodu wyjazdu Kaliny. Bo fakt, że wyszło to w końcu na jaw, nie oznacza, że teraz będzie z górki. Wręcz przeciwnie. Czekam na Wasze opinie!